Bezrobocie w USA spadło w lipcu o 0,1 procenta, z 9,2 do 9,1 procenta. W minionym miesiącu przybyło 117 000 miejsc pracy. Ogłoszone wyniki są nieco lepsze niż przewidywano - ekonomiści prognozowali, że bezrobocie utrzyma się na poziomie 9,2 procenta. Informacja nie rozproszyła obaw przed recesją. Początkowo giełdy zareagowały pozytywnie, potem zaczęły tracić.

Dow Jones zyskiwał w pierwszych minutach po rozpoczęciu notowań nawet 1,5 proc. Po pół godzinie notowań główny indeks zaczął tracić. WIG20 znów traci ok. 1,6 proc., choć o 15.30 delikatnie zyskiwał - 0,4 proc. Sesja rozpoczęła się od spadku o ponad 4 proc.

Eksperci wypowiadający się w mediach nie są zgodni czy bessa na Wall Street jest zapowiedzią kolejnej recesji, czy oznacza tylko "korektę" rynku finansowego, typową w sytuacji, gdy ceny akcji wydają się przesadnie wyśrubowane.

Analityk "Washington Post", Ezra Klein, jest zdania, że najnowszy spadek na giełdzie nowojorskiej nie ma nic wspólnego z niedawnym podniesienia limitu zadłużenia i wzrostem deficytu budżetowego USA. Dow Jones zadołował w wyniku działania sił, nad którymi Waszyngton nie może zapanować i w wielu wypadkach niezbyt dobrze rozumie - napisał Klein.

Inny komentator dziennika zwraca uwagę, że jeżeli bessa na giełdzie będzie trwała, uniemożliwi to rządowi stymulowanie wzrostu gospodarki, pogrążonej w stagnacji po kryzysie 2008 r. i recesji. Skomplikuje to wysiłki na rzecz naprawienia rynku mieszkaniowego i utrudni zrównoważenie budżetu rządom stanowym. Oba te czynniki decydująco przyczyniają się do hamowania wzrostu gospodarki - pisze Michael Fletcher.