Wiemy, gdzie naprawdę mieszka Święty Mikołaj. Przynajmniej ten, który przychodzi do belgijskich dzieci. Mieszka w miejscowości Sint Niklaas, a nie w Laponii, jeździ na białym koniu, a nie w zaprzęgu z reniferami i pomagają mu Czarne Piotrusie, a nie skrzaty.

Święty Mikołaj, który przychodzi do dzieci w Holandii i flamandzkiej części Belgii, różni się od tego, który odwiedza dzieci w Polsce. Przypływa statkiem parowym z Hiszpanii na początku listopada. Następnie prawie przez miesiąc przygotowuje, wraz ze swoimi pomocnikami - Czarnymi Piotrusiami, prezenty dla dzieci. W tym czasie odpisuje także na listy.

6 grudnia wyrusza na białym koniu, by odwiedzić najmłodszych. To jednak Czarny Piotruś wspina się na dachy domów i wrzuca przez komin paczki - dlatego dzieci ustawiają przed kominkiem buciki z cukierkami dla niego i marchewką lub jabłkiem dla konia. Belgijskie i holenderskie dzieci otrzymują w tym dniu najwięcej prezentów, więcej niż na urodziny czy na Boże Narodzenie.

Święty Mikołaj nosi purpurowe szaty, tiarę na głowie, a w ręce trzyma pastorał. Żadne belgijskie dziecko nie pomyli go z amerykańskim Mikołajem, który nosi czerwoną czapkę z białym pomponem.

Belgijski Święty Mikołaj odwołuje się do tradycji biskupa z Miry (w dzisiejszej Turcji). Nigdy nie jest nazywany Mikołajem, zawsze mówi się o nim "Święty".

W miejscowości Sint Niklaas na zachód od Brukseli znajduje się Dom Świętego Mikołaja. To tutaj mieszka, gdy przebywa w Belgii. Co roku jego dom odwiedza kilkadziesiąt tysięcy dzieci, zawsze jest bardzo długa kolejka. Wejście jest za darmo. Po domu dzieci oprowadzane są przez Czarne Piotrusie, które zawsze trochę psocą. W Domu Świętego można obejrzeć jego biuro, łazienkę a nawet toaletę. Na końcu oczywiście zawsze spotyka się Świętego i otrzymuje prezent. A po wyjściu z Domu, można spotkać w ogrodzie białego konia i poczęstować go - marchewką.