Kelnerka pracująca w sieci barów Waffle House w USA otrzymała gigantyczny napiwek. Klient zostawił jej tysiąc dolarów premii płacąc kartą kredytową, ale pracodawca odmówił wypłaty pieniędzy, ponieważ uznał, że jest to niezgodne z polityką firmy.

26-letnia Shaina Brown od 7 lat pracuje w Waffle House w Północnej Karolinie. Na początku maja dostała od klienta wyjątkowo hojny napiwek. Mężczyzna, który zamówił posiłek za 7 dolarów, zostawił jej... tysiąc dolarów premii.

Klient zostawił napiwek płacąc kartą kredytową, a nie jak zazwyczaj przy premiach dla obsługi - w gotówce czy czeku. I właśnie na tym polega cały problem 26-latki. Okazało się bowiem, że jej pracodawca nie zgodził się na pobranie takiej sumy z konta hojnego klienta.

Firma tłumaczy, że suma była zbyt wysoka i mogłoby to sprowadzić kłopoty na pracodawcę, gdyby klient chciał na przykład odzyskać napiwek. Poza tym firma musiałby zapłacić prowizję za pobranie takiej sumy z konta. Właściciel baru Waffle House obawiał się także, że może to być próba wyłudzenia pieniędzy z banku - pojawiało się bowiem podejrzenie, że karta może być kradziona.

Brown była bardzo rozczarowana decyzją firmy. Sprawdziłam regulamin naszego baru - zarówno dla pracowników jak i dla klientów. I nigdzie nie było wzmianki, że tak wysokie napiwki są niezgodne z prawem - mówiła z żalem kelnerka w rozmowie z serwisem "Mashable".

Kiedy o sprawie kelnerki zrobiło się głośno w amerykańskich mediach, do baru, gdzie pracuje 26-latka, przyszedł gość i zostawił jej napiwek w czeku. Na blankiecie była wypisana suma... tysiąc dolarów.

26-latka jest samotną matką trójki dzieci i pracuje na dwóch etatach, żeby się utrzymać.