Premier Bułgarii Bojko Borysow nie ma szczęścia do nazw geograficznych. We wtorek pomylił stolicę syryjską z libańską. Nie była to jego pierwsza tego typu wpadka. Ale też nie jest w gafach osamotniony. Kroku dotrzymuje mu dzielnie prezydent Rosen Plewnelijew, który mówił niedawno o "prezydencie Polski Vaclavie Klausie"…

Najnowszą wpadkę Borysow zaliczył we wtorek. Stwierdził, że rozumie niepokój Armenii w związku z konfliktem w Syrii, skoro "w Bejrucie mieszka duża społeczność ormiańska"… Problem w tym, że Bejrut jest stolicą i największym miastem nie Syrii, a Libanu.

Nie była to pierwsza tego typu gafa w wykonaniu bułgarskiego premiera. Swego czasu media skrzętnie odnotowały wypowiedź Borysowa o "Papuasach, którzy żyją w Amazonii".

Można by pomyśleć, że geograficzne wpadki są specjalnością bułgarskich władz. Gafę zaliczył tydzień temu również prezydent Rosen Plewnelijew. Podczas wizyty czeskiego prezydenta musiał poprawiać się zresztą aż dwukrotnie.

Najpierw przywitał gościa jako "swojego kolegę, prezydenta Polski Vaclava Klausa". Szybko zorientował się w błędzie i próbował się zreflektować. Niestety, znów niefortunnie. Przeprosiwszy gościa, pozdrowił go jako… "prezydenta Czechosłowacji". Czechy wymienił dopiero za trzecim razem…

W tym momencie warto przypomnieć wizytę polskiego prezydenta Bronisława Komorowskiego w Stanach Zjednoczonych w grudniu 2010 roku. Prezydent wpakował się mianowicie w następujący opis wielkości Rosji: Od Bałtyku po Morze Chińskie. Głowie państwa chodziło jednak zapewne o Morze Japońskie. Wypowiadając się zaś na temat przynależności Islandii do Europy, stwierdził: Geograficznie to jest pewnie na mapach inaczej, gdzieś tam oddzielano, ale kulturowo na pewno tak. A przecież Islandia geograficznie to pełnoprawna Europa.