Polski konsulat w Hadze zaproponował pomoc poszkodowanym w pożarze bloku we Vlaardingen w Holandii. Chodzi o rodziny z małymi dziećmi. Polski hotel robotniczy został podpalony w nocy z wtorku na środę. Niegroźne obrażenia odniosła trójka Polaków.

Konsul zaoferował pomoc zarówno w zakresie prawnym, czyli szybszego wyrobienia dokumentów, jak i pomoc materialną w ewentualnym zjeździe do kraju - powiedział korespondentce RMF FM Katarzynie Szymańskiej Borginon, rzecznik ambasady w Hadze Janusz Wołosz. Konsulat był gotów m.in. zapłacić za bilety powrotne do Polski.

Wiadomo jednak, że poszkodowani nie zamierzają wracać do kraju i z pomocy nie skorzystają - zaznaczył Wołosz.

Dwie najbardziej poszkodowane rodziny, w których są małe dzieci, w tym dziesięciodniowy noworodek, dostały mieszkania zastępcze od gminy. Na razie na cztery tygodnie.

Polski hotel robotniczy w Vlaardingen koło Rotterdamu został podpalony w nocy z wtorku na środę. Niegroźne obrażenia odniosły trzy osoby. Jak przyznają mieszkający tam Polacy, ostatnie podpalenie i wybuch w bloku to nie jest pierwszy taki incydent .

Mieszkańcy bloku żyją w strachu. Boją się zwłaszcza rodzice. Podkreślają, że sprawcy ostatniego podpalenia kierowali swój atak głównie przeciwko rodzinom z małymi dziećmi. Podpalono kilka dziecięcych wózków, które stały na klatkach schodowych.

W budynku mieszka 70 polskich rodzin. W okolicy znany jest jako "poolse flat" czyli "polski blok". Pierwotnie należał do gminy, która chciała go wyburzyć, ale wykupiła go prywatna firma.

Dziesięciopiętrowy budynek wygląda biednie. Na każdym balkonie widać anteny satelitarne i porozwieszane ubrania. Jest nieodnowiony. Wewnątrz jest jeszcze gorzej: brudne ściany, miejscami wilgoć i grzyb.