Ceny w Polsce będą rosły bardzo powoli - to sprawa na dziesiątki lat, do czasu aż nasze dochody zbliżą się na przykład do dochodów niemieckich - mówi ekonomista, profesor Witold Orłowski.

Konrad Piasecki: Po wejściu Polski do UE ceny miały być niczym pitt bull albo rottweiler na krótkiej smyczy i z kagańcem. Okazało się, że ów pitt bull nas gdzieniegdzie pokąsał.

Witold Orłowski: Tak, ale zdaniem niektórych nasze cen miały być niczym rozszalały ogier i miały rosnąć 10, 20, 30 procent; miały z miejsca się zrównać ceny z zachodnimi…

Konrad Piasecki: Nie było tak źle, jak mówili pesymiści, ale nie było też tak dobrze.

Witold Orłowski: Tak, ale nie ma to nic wspólnego z tym, ile poszczególne towary zdrożały, natomiast generalnie oceny były takie, że ceny wzrosną mniej więcej o 1/10 do 1,5% w ciągu roku 2004. Ceny rosły w roku, kiedy nie wstępowaliśmy do UE, czyli efekt unijny to jest tylko przyspieszenie inflacji – inflacja wyniosła trochę ponad 2% i to jest ten efekt, który zawdzięczamy nie tylko UE, ale także drogiej benzynie.

Konrad Piasecki: W wersji makro wygląda to może nie najgorzej, ale w wersji mikro – jak spojrzymy na te poszczególne towary – nieco gorzej: ryż 45% , cukier taka samo, banany 37%, wołowina 38% itp…

Witold Orłowski: Jeśli pan popatrzy na poszczególne produkty, to rzeczywiście jest tak. Czasem nas to zaskoczyło, czasem nie. Ja szacowałem, że ceny cukru wzrosną mniej więcej o 50 procent, więc widać, że mogło być gorzej. Z drugiej strony wieprzowina nie powinna tyle wzrosnąć. Wołowina – tak, mleczne rzeczy – tak.

Konrad Piasecki: To, co nas zaskoczyło?

Witold Orłowski: Zaskoczyła nas spekulacja – ekonomiści nie traktują tego słowa tak źle, jak brzmi. Nie znaczy to zawsze widok spekulanta w czarnej masce, który chce specjalnie cenę zawyżyć, tylko gwałtowny wykup towarów, co powoduje, że ceny gwałtownie rosną. Trochę się do tego przyczyniła panika ludzka. Mogę podać dwa przykłady. Pierwszy – wieprzowina. Nie powinna była zdrożeć tak mocno. W pierwszych tygodniach zaczęto ją wykupywać – nie tylko Polacy, także firmy niemieckie – i ta wieprzowina zdrożała. Jeśli spojrzy się w dane, to okaże się, że wieprzowina drożała do lipca – to było na czołówkach gazet i potem zaczęła porządnie spadać. Dziś w skupie jest ona tańsza niż przed integracją z UE. Staniał też sprzęt rtv, odzież, obuwie, bilety lotnicze. Nie było jednak wątpliwości, że w dużej części ceny żywności wzrosną.

Konrad Piasecki: Co będzie dalej działo się z tymi cenami? Wstrząsy już za nami i czy teraz powoli będziemy zmierzali ku cenowym standardom unijnym?

Witold Orłowski: Bardzo powoli. To, że Polsce dużo cen jest niższych niż w UE, na Zachodzie, to nie wynika z tego, że ktoś tak zadecydował, ale z faktu, że spora część reaguje na poziom dochodów. Fryzjer w Polsce nie jest w stanie zażądać takiej opłaty, jaką bierze fryzjer w Berlinie, bo nikt mu nie przyjdzie. Te ceny będą powoli rosły - to sprawa na dziesiątki lat, do czasu aż nasze dochody zbliżą się np. do dochodów niemieckich.

Konrad Piasecki: No właśnie, co z nimi? Mówiło się, że będziemy wyrównywać do standardów UE i tu nie dorównujemy.

Witold Orłowski: To jest bardzo długi proces. W gospodarce to jest tak, że najpierw rusza produkcja, potem - z opóźnieniem – zwiększają się zyski, z opóźnieniem zaczyna spadać bezrobocie i dopiero na samym końcu zaczynają rosnąć płace. Tak działa ten mechanizm. My jesteśmy na etapie, na którym zaczęło powoli spadać bezrobocie, więc przyspieszenie wzrostu płac, to jest sprawa, której możemy się spodziewać za kilka miesięcy.

Konrad Piasecki: Zdaje się, że sami jesteśmy trochę winni, bo pracujemy więcej za te same pieniądze.

Witold Orłowski: Tak człowiek jest zmuszany przez sytuację – jest wysokie bezrobocie, to pracuje się dużo.

Konrad Piasecki: To, co możemy zrobić? Apelować do pracodawców, by podwyższali?

Witold Orłowski: Pracodawcy z własnej woli aż tak chętnie tego nie zrobią. Starajmy się, by gospodarka rosła jak najszybciej po to prędzej czy później zmniejsza bezrobocie, a to zmusza pracodawców do podwyżki płac.

Konrad Piasecki: Dziękuję bardzo.