Zaproszenie dla gen. Jaruzelskiego to wyraz rosyjskiej aprobaty dla pewnej koncepcji politycznej – bycia wiernym sojusznikiem Moskwy - uważa Andrzej Grajewski, historyk i członek Kolegium IPN.

Konrad Piasecki: Podoba się panu para Jaruzelski – Kwaśniewski, reprezentująca III Rzeczpospolitą podczas uroczystości w Moskwie?

Andrzej Grajewski: Myślę, że to jest obraz tego, jak nasz kraj chcą widzieć nasi wschodni sąsiedzi.

Konrad Piasecki: To wygląda trochę tak, jakby Rosjanie dyktowali nam, kto ma nasz kraj reprezentować w Moskwie.

Andrzej Grajewski: To tak nie wygląda. To tak jest.

Konrad Piasecki: Może się na to nie godzić?

Andrzej Grajewski: Zobaczymy, jaką decyzję podejmie gen. Jaruzelski, bo decyzję prezydenta Kwaśniewskiego już znamy.

Konrad Piasecki: Ale gen. Jaruzelski zapewne pojedzie, skoro został zaproszony i zaproszenia nie odrzucił.

Andrzej Grajewski: Myślę, że ma jakiś tytuł, jako kombatant Drugiej Wojny Światowej oraz człowiek, który zrobił wiele, by Polska pozostała w orbicie sowieckiego imperium.

Konrad Piasecki: Jest kombatantem, ale jednocześnie jest politykiem, który wprowadzał w Polsce stan wojenny.

Andrzej Grajewski: Tak się składa, że nie wybrano tutaj neutralnego kombatanta, a człowieka, który ma pewną biografię polityczną. W tym sensie nie należy postrzegać tego gestu wyłącznie jako hołdu, oddanego polskim towarzyszom broni, ale jako wyraz aprobaty dla pewnej koncepcji politycznej – bycia wiernym sojusznikiem Moskwy.

Konrad Piasecki: Jak się, pana zdaniem, powinna zachować Polska po zaproszeniu gen. Jaruzelskiego?

Andrzej Grajewski: Myślę, że to jednak stwarza dodatkowy kontekst dla obecności prezydenta Kwaśniewskiego, który ma inny tytuł do obecności w Moskwie. Ja sądzę, że to są fakty, które powinny skłonić elity polityczne do powtórnego zastanowienia się nad celowością tej wizyty.

Konrad Piasecki: Czyli prezydent Kwaśniewski w tej sytuacji do Moskwy jechać nie powinien?

Andrzej Grajewski: Ja do końca nie znam statusu zaproszenia dla gen. Jaruzelskiego – czy on tam jedzie jako członek delegacji, czy jako osoba prywatna. Jeżeli jako członek delegacji, towarzyszący Kwaśniewskiemu, to zdecydowanie prezydent nie powinien jechać. Jeżeli jako osoba prywatna – to jest to zaproszenie innej rangi.

Konrad Piasecki: Pan jest naukowcem, który zajmuje się działaniami komunistycznych służb specjalnych. Ostatnio pojawiły się doniesienia o odnalezieniu w archiwach Stasi dokumentów świadczących, że to KGB było inspiratorem zamachu na papieża. Wierzyć tym doniesieniom?

Andrzej Grajewski: Dokładniej rzecz ujmując, te dokumenty świadczą wyłącznie o tym, że służby NRD-owskie miały brać udział w zacieraniu śladów tego zamachu. Z tego, co ja wiem, tam nie ma stwierdzenia wprost, że zamach został zlecony przez KGB.

Konrad Piasecki: Ale jeśli ktoś zaciera ślady, to ma w tym jakiś interes.

Andrzej Grajewski: Niewątpliwie. Służby specjalne wszystkich krajów ówczesnego Układu Warszawskiego brały udział w kampanii dezinformacji po zamachu na papieża i to na różnych poziomach. Takie dokumenty są również w archiwach służb czechosłowackich, węgierskich.

Konrad Piasecki: W takim razie czemu ta dezinformacja miała służyć?

Andrzej Grajewski: Oczywiście mogła służyć zacieraniu prawdziwych śladów. To, że inspiratorem były sowieckie służby specjalne, a personalnie – Jurij Andropow, który stał na czele KGB, raczej nie ulega wątpliwości.

Konrad Piasecki: Uważa pan, że to była ścieżka poleceń: Jurij Andropow – KGB – bułgarskie służby specjalne – zamachowiec Ali Agca?

Andrzej Grajewski: Analizując różnego rodzaju operacje radzieckich służb specjalnych, bardzo często mamy do czynienia z sytuacją, że od zleceniodawcy do wykonawcy prowadził bardzo długi łańcuszek pośredników. Przypomnę sposób, w jaki zabijano Trockiego; rozkaz wydał Stalin, a zabił go hiszpański anarchista w Meksyku.

Konrad Piasecki: Ale ten bułgarski ślad zamachu na papieża wielokrotnie prześwietlano. Bułgarzy zasiedli nawet na ławie oskarżonych razem z Ali Akcą. To były jednak strzały w ciemno – nic się nie wyjaśniło.

Andrzej Grajewski: Antonow i inni jego bułgarscy towarzysze zostali zwolnieni z więzienia nie dlatego, że nie brali czynnego udziału w zamachu, ale dlatego, że nie zebrano wystarczających dowodów ich winy. Czymś innym jest mieć wiedzę na ten temat i w procesie sądowym ją udowodnić. Służby specjalne miały dziesiątki możliwości, żeby pozacierać ślady. Oczywiście nie poznamy dokumentu, w którym Jurij Andropow podpisał dyrektywę „zabić papieża”. Takiego dokumentu być może nigdy nie było, a jeżeli jest, to tak ukryty, że znajdą go być może następne pokolenia. Ja sądzę, że go nie ma.

Konrad Piasecki: Dziękuję za rozmowę.