"Jestem ostatnim którzy chciałby straszyć gejami. Znam co najmniej kilku, którzy są miłymi, grzecznymi kulturalnymi ludźmi" - mówi poranny gość RMF FM szef MSWiA Joachim Brudziński pytany m.in. o sobotnią konwencję PiS w Rzeszowie.

Gość Roberta Mazurka pytany o ostatnią deklarację prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego, odpowiada: deklaracja Trzaskowskiego jest o tyle niebezpieczna, że jest to deklaracja ideowa. Zaczyna się od małych kroczków (...) wchodzenia w tę sferę, która jest zarezerwowana dla rodziców - podkreśla szef MSWiA.

Joachim Brudziński pytany, po co wybiera się do Brukseli, odpowiada: jako poseł na Sejm jestem w pełni usatysfakcjonowany dochodami. (...) Jak sugeruje, chce jechać do Brukseli, po to, żeby być skuteczniejszym politykiem i jeszcze skuteczniej zabiegać o interesy Polski.

Ławka u nas jest wystarczająco długa - tak gość Roberta Mazurka odpowiada na pytanie, kto zastąpi Joachima Brudzińskiego na stanowisku szefa MSWiA, kiedy minister uzyska mandat w Brukseli. Brudziński podkreśla: jestem cichym i pokornym pracownikiem MSWiA. Pytany, czy może go zastąpić wiceminister Jarosław Zieliński, odpowiada: w tej sprawie wypowiadał się premier Mateusz Morawiecki. Nie mam nic więcej do dodania - podkreśla. 

Ja jestem tylko cichym i pokornym pracownikiem, dzisiaj ministrem spraw wewnętrznych i administracji i wiceprezesem partii, a nie jestem ani premierem, ani prezesem partii - powiedział w internetowej części Porannej rozmowy w RMF FM szef MSWiA Joachim Brudziński. Robert Mazurek pytał swojego gościa o to, kto zastąpi go na stanowisku po tym, jak uzyska mandat posła do Parlamentu Europejskiego. Te decyzje będą zapadały na linii pan prezes Jarosław Kaczyński - premier Mateusz Morawiecki - stwierdził polityk PiS.

Wiceprezes partii rządzącej był również pytany o zarobki nauczycieli. Moja żona jest nauczycielką jest polonistką-tyflopedagogiem - powiedział Joachim Brudziński. Ile zarabia w szkole? Mniej niż ja, mniej niż pensja poselska i pana ministra Marka Suskiego - zadeklarował. Szef MSWiA zapewniał, że w sprawie nauczycieli nie ma mowy o wycofaniu się szefowej MEN do Parlamentu Europejskiego. Pani minister Zalewska mogła spaść do Brukseli już w 2015 roku (...) Nie uciekła tam, tylko przeprowadziła tę bardzo trudną i potrzebną reformę likwidacji gimnazjum i odtworzenia ośmioklasowej szkoły podstawowej - mówił. Zapewniał, że "to nie jest ostatnie słowo" rządu ws. podwyżek dla nauczycieli.

W rozmowie padło również o pytanie o zabranie przez ministra Marka Suskiego tablicy PO w Sejmie, na której rozrysowany był rzekomy "układ Kaczyńskiego". Czy Brudziński potrafi to wytłumaczyć? Nie potrafię. W tym wypadku nie. (...) Możemy przejść do kolejnego pytania? - stwierdził gość RMF FM.

Robert Mazurek, RMF FM: Minister Joachnim Brudziński minister spraw wewnętrznych i administracji zawitał do naszego studia.

Joachim Brudziński, minister spraw wewnętrznych i administracji: Dzień dobry.

Przyniósł ze sobą telefon i tablet, więc rozumiem, że ma pan najświeższe informacje o wichurach, które gnębią zwłaszcza Polskę południową?

Tak się porobiło, skoro jestem ministrem spraw wewnętrznych i administracji, to muszę liczyć się z tym, że 24 godziny na dobę będę otrzymywał komunikaty, a w tej konkretnej sytuacji wyglądało to nieciekawie. Najbardziej tą wichurą są dotknięte województwa południowe, takie jak Małopolska, ponad 400 tysięcy w tej chwili mieszkańców bez prądu, najwięcej właśnie w Małopolsce - ponad 150 tysięcy, równie dużo na Śląsku - ponad 120 tysięcy. 18 tysięcy strażaków uczestniczyło w tej akcji i to jest też dobra okazja, żeby wszystkim funkcjonariuszom, ale też i druhom Ochotniczych Straży Pożarnych za to ich poświęcenie, ofiarność podziękować. ostatniej nocy dwóch z nich na Opolszczyźnie zostało rannych.

Tak, mówiliśmy o tym w Faktach.

Spieszyli z pomocą, więc sytuacja rzeczywiście wyglądała nieciekawie, no ale jak zwykle, warto to podkreślić, służby, a w tym wypadku straż pożarna, stanęły na wysokości zadania wspomagani ofiarnością i poświęceniem ochotniczych oddziałów straży.

To tyle meteorologia i scenariusze katastroficzne, a teraz może o polityce. Czego panu brakuje, skoro musi pan iść do Brukseli, żeby w siebie zainwestować?

Jeżeli pan będzie próbował wiercić dziurę w brzuchu i doszukiwać się tutaj niecnych zamiarów polepszenia swojego bytu materialnego, to odpowiadam panu, że jako poseł na Sejm Rzeczpospolitej, jestem w pełni usatysfakcjonowany dochodami. Czasami z olbrzymim wstydem przyjmuję głosy niektórych moich koleżanek i kolegów, którzy gdzieś tam, po kątach jęczą, że mało zarabiają. Niech spotkają się z ludźmi, których dochody są na poziomie 2 tysięcy, poniżej 2 tysięcy złotych, a dopiero później patrzą. Panie redaktorze, posłowie na Sejm...

Ale ja w ogóle nie miałem na myśli pieniędzy,  to ciekawe, że pan od razu o pieniądzach mówi.

A wie pan dlaczego?

Dlaczego?

Bo przed wejściem na antenę odpytywał mnie pan z mojego oświadczenia majątkowego, więc jestem na 100 procent przekonany, że macaliście, czy przypadkiem nie jest tak, że: "ma tyle i jeszcze mu mało i się jeszcze do Europy wybiera".

Panie ministrze, żebym ja pana macał, to ja sobie nie przypominam.

Werbalnie.

Ale może pan wie coś, czego nie wiem. Ja chciałem spytać, czego panu brakuje w kompetencjach, skoro pan się wybiera do Parlamentu Europejskiego?

Tutaj bardzo chętnie odpowiem. Co prawda, są tacy, którzy uważają, że jak polityk przychodzi, a  szczególnie do tak dociekliwego, nie chcę powiedzieć złośliwego dziennikarza, to musi udowadniać za wszelką cenę, że jest najmądrzejszy.

A niech pan zostawi tę ornamentykę i odpowie na pytanie.

Staram się, tylko niech pan nie przeszkadza... że posiadł wszystkie rozumy, że jest najmądrzejszy, najlepszy. Otóż w moim wypadku, mam tę być może niezbyt dobrą dla polityka cechę, żeby przyznać się, że czegoś mi ubywa. Od kiedy zostałem ministrem spraw wewnętrznych i administracji i od kiedy obserwuję moich kolegów, ministrów spraw wewnętrznych, na spotkaniach czy to w Brukseli, w Strasburgu, czy w innych miastach, czy stolicach Europy i widzę tych, którzy takie doświadczenie europejskie posiadają, którzy posiadają nieformalne kontakty z rożnych etapów swojej aktywności politycznej, na przykład jako europosłowie i tutaj mam na myśli chociażby pana ministra , pana premiera Salviniego, to widzę, o ile taki polityk jest skuteczniejszy i panie redaktorze.

I myśli pan, że będzie skuteczniejszy?

Tak myślę, że jeżeli, z takim zastrzeżeniem, ten mandat osiągnę i zdobędę, bo byli tacy politycy, co nawet mieszkania wynajmowali na kolejne kadencje, bo tak byli pewni, że ten mandat dostaną, więc najpierw pokornie trzeba zasłużyć sobie na to, żeby wyborcy chcieli na mnie zagłosować. Jeżeli ten mandat zdobędę, to nie po to, żeby za przeproszeniem, "za jedno euro gonić sukę do Brukseli" i być...

Słucham?

Przepraszam, ale jest takie powiedzenie.

Nie znam.

Jest takie powiedzenie tak zwanych europosłów dietetycznych, którzy robią wszystko, tylko żeby nabijać swoją kabzę, więc ja chcę ten czas wykorzystać do tego, żeby być jeszcze skuteczniejszym politykiem i jeszcze skuteczniej zabiegać o interesy Polski.

Wróci pan po tej kadencji, jeśli pana wybiorą oczywiście wyborcy, wróci pan do polskiej polityki?


A gdzie mam wracać? Ja się z Polski nigdzie nie wybieram.

No wie pan, Ryszard Czarnecki zdaje się zaginął na stałe, czwartą kadencję startuje z czwartego okręgu, daje chłopak radę.

A jest pan wstanie wskazać mi innego z polskich europosłów tak aktywnego i tak skutecznego w wymiarze polityki wewnętrznej, jak Ryszard Czarnecki?

Jest rzeczywiście niebywale skuteczny. Druga partia, czwarty okręg, zawsze...

Zawsze wchodzi.

Zawsze wchodzi, tak.

Zawsze wchodzi i jest europosłem chyba najczęściej goszczącym również.

Czy straszenie Platformą i straszenie gejami, to ma być taki wasz punkt programowy na tę kampanię?

Ale ja jestem ostatni, który chciałby straszyć kogokolwiek gejami. Znam przynajmniej kilku, są bardzo miłymi, grzecznymi, kulturalnymi ludźmi. Więc dlaczego miałbym nimi kogokolwiek straszyć?

Ja nie wiem właśnie dlaczego, ale jak słyszę taką ofensywę, która zaczyna się niby niewinnie od tego, że krytykujemy prezydenta Trzaskowskiego, a później włączają się w to kolejni pańscy partyjni koledzy, oczywiście niczego nie ujmując koleżankom, to mam wrażenie, że właśnie wybraliście sobie tę tematykę, żeby się pospierać z Platformą.

Panie redaktorze, ja sobie nie przypominam żadnego wystąpienia, bo jak rozumiem nawiązuje pan tutaj do naszej konwencji sobotniej, w której to ktokolwiek z liderów mojej partii czyniłby tego typu bezeceństwa, o których pan mówił...

Bezeceństwa?

To znaczy straszyłby obywateli innymi obywatelami.

Nie. Jeśli Jarosław Kaczyński bije na alarm, że seksualizacja dzieci w Warszawie, że zagrożeniem jest atak na rodzinę i to atak przeprowadzany w sposób najgorszy z możliwych, bo na dzieci. To ja pana spytam: pańskie dzieci chodzą w Warszawie do szkół. Pan się czuje zaniepokojony ich losem?

Jako rodzic i jako ojciec mogę powiedzieć tylko tyle, że jeżeli ktokolwiek próbowałby w stosunku do moich dzieci - zarówno tych chodzących do szkół, jak i syna, który chodzi do przedszkola - żeby ktokolwiek próbował realizować to, co chociażby jest zapisane w tych wytycznych WHO, do których to wytycznych odwołuje się ta deklaracja zaprezentowana przez pana prezydenta Trzaskowskiego, to jako ojciec i jako rodzic - najłagodniejsze słowo, jakie bym znalazł, to byłoby słowo dokładnie to samo, jakiego użył bodajże Adam Michnik w stosunku do młodych ludzi w Paryżu, jak czepiali się generała Jaruzelskiego albo świętej pamięci pan prezydent do jednego namolnego pana na Pradze. To odpowiadam panu jako ojciec, bo wara komukolwiek od wrażliwości, od intymności moich dzieciaków. Natomiast jeżeli pyta mnie pan jako polityka, to odpowiadam, że deklaracja Trzaskowskiego jest o tyle niebezpieczna, że jest to deklaracja ideowa. Natomiast w wymiarze prawnym nie ma najmniejszego znaczenia.  

Dlaczego w takim razie - skoro ona nie ma najmniejszego znaczenia - robicie z tego wielkie wydarzenie polityczne?

Dlatego że zaczyna się od małych kroczków. Zaczyna się od próby - w tym wypadku wchodzenia w tę sferę, która jest absolutnie zarezerwowana dla rodziców, a nie dla przedstawicieli NGO-sów czy stowarzyszeń, które mają w swoich celach statutowych na przykład zapisy mówiące o prawach do legalizacji związków jednopłciowych, a następnie w kolejnym kroku adopcji przez takie związki dzieci, i tak dalej.