„Chcielibyśmy wypowiedzieć konkordat, jeżeli nie udałoby się inaczej wynegocjować wyprowadzenia religii ze szkół” – powiedział w Porannej rozmowie w RMF FM Maciej Gdula.

Dopytywany, czy ma wiedzę, jak należy wypowiedzieć konkordat, odpowiedział: Jest to umowa międzynarodowa, więc jest wynegocjowana między dwoma stronami: Polską i Watykanem. Pewnie można to wymówić jednostronnie.

Prowadzący zwrócił uwagę, że aby wypowiedzieć konkordat, należałoby zmienić konstytucję. To się z pewnością da zrobić. Nikt nie chce zmieniać konstytucji z PiS-em (...). Z pewnością chcemy wyprowadzić religię ze szkół. To jest naprawdę ważne i myślę, że dużej części zaczyna katolików na tym zależeć, bo widzą, że religia uczona w szkole staje się kolejną nudną lekcją - mówił.

Krótszy dzień pracy? "Zacznijmy o tym dyskutować"

Są kraje, w których pracuje się 35 godzin. Zacznijmy o tym dyskutować. Jest pytanie: czy żyjemy po to, żeby pracować, czy pracujemy po to, żeby żyć - mówił na antenie RMF FM polityk. Dopytywany o to, jak chcą przekonać pracodawców do skrócenia czasu pracy, odpowiadał: Oczywiście rozwiązaniem jest wprowadzenie zmian w Kodeksie pracy, skrócenie kodeksowego czasu pracy i egzekwowanie tego (...). Jeżeli będzie krótszy czas pracy, to pracodawcy będą zmuszeni do tego, żeby inaczej, lepiej zorganizować pracę. Bardziej efektywnie

Gdula przekonywał, że w wielu firmach przejście na pracę zdalną pokazało, że nie potrzebny jest ośmiogodzinny dzień pracy. Na uwagę, że wielu przedsiębiorstwach odchodzi się od pracy zdalnej, mówił: Odchodzi się dlatego, że pracownicy muszą się ze sobą kontaktować, bo wiele prac wymaga interakcji.

Parlamentarzysta nie chciał jednak zdradzić kiedy wprowadzony zostanie siedmiogodzinny dzień pracy. Jak wygramy wybory, na pewno będzie o tym rozmawiać z  naszymi partnerami z opozycji - podkreślił.

"Prawem człowieka i prawem pacjenta jest to, żeby mieć profesjonalną opiekę medyczną"

Gdula przyznał, że Nowa Lewica chce, aby klauzula sumienia przestała istnieć. Wyrok Trybunału Konstytucyjnego wskazuje jednak, że prawo lekarza do klauzuli sumienia wynika wprost z konstytucji. Poseł nie chciał się z tym zgodzić.

Prawem człowieka i prawem pacjenta jest to, żeby mieć profesjonalną opiekę medyczną. Dzisiaj w Polsce tego często nie ma. Klauzula sumienia się niestety do tego dokłada. Lekarze zamiast kierować się wskazaniami medycznymi, kierują się swoimi przekonaniami - zaznaczał i dodał, że TK powinien się jeszcze raz wypowiedzieć na temat ustawy o zawodzie lekarza.

Wątek klauzuli sumienia był kontynuowany w internetowej części Porannej rozmowy w RMF FM. Jesteśmy za tym, żeby lekarze leczyli zgodnie z wiedzą medyczną. Dzisiaj leczą zgodnie ze swoimi przekonaniami często (...) Dotyczy to przede wszystkim, oczywiście, lekarzy ginekologów. Klauzula sumienia bywa sposobem, żeby nie stosować przesłanek medycznych - powiedział poseł.

Gdula tłumaczył, że likwidacja klauzuli to walka o prawa człowieka. Część szpitali ma podpisane umowy z kościołami na to, że nie będzie przeprowadzać zabiegów, które są zgodne z prawem. Szpital finansowany z publicznych pieniędzy ma umowę z prywatnym Kościołem, Kościołem katolickim, nie jest to instytucja państwowa, i nie leczy zgodnie z prawem, tylko unika wykonywania procedur, bo nie podoba się to lekarzom i dyrektorom (...) Pacjenci muszą mieć prawo do profesjonalnej opieki - powiedział.

Reparacje od Niemiec nie są na liście priorytetów

Gdula został też zapytany o swój stosunek do reparacji od Niemiec za II wojnę światową. W ubiegłym roku wstrzymał się w głosowaniu nad uchwałą w tej sprawie od głosu, gdy niemal cała sejmowa Lewica ją poparła. Reparacje nie są na szczycie mojej listy priorytetów. Mój pojedynczy głos nie miałby zasadniczego znaczenia. Nie zawsze politycy we wszystkich sprawach idą z linią swojej partii - tłumaczył.

Odniósł się też do swoich słów, że reparacji domagają się dzisiaj ludzie nie dotknięci bezpośrednio cierpieniami zadanymi w czasie II wojny światowej. Mówiłem o mojej babci, która była wywieziona na roboty do Niemiec i wzięła odszkodowanie w latach 90. za pracę przymusową. Osoba, która była bezpośrednio pokrzywdzona mogła albo pieniądze przyjąć, albo odrzucić, powiedzieć, że od faszystów nie biorę, moje cierpienie nie może być przeliczone na pieniądze. Moja partia poparła tę uchwałę o reparacjach, a ja nie. Mam z tym duży problem, jak widzę młode pokolenia ofiar II wojny światowej. Nie kpię z tego, kiedy to dotyczy osób, które zostały bezpośrednio pokrzywdzone. Nie widział pan (Janusza - red.) Kowalskiego z opaską powstańczą? To jest ten trend: reparacje, Kowalski w opasce i Tusk, który jest niemieckim agentem. To wszystko jest jeden konglomerat. Nie mogę na to spokojnie patrzeć i mówić: świetnie, idźmy po reparacje - powiedział gość Porannej rozmowy w RMF FM.

Marsz Miliona Serc powinien być demonstracją całej opozycji

Poseł Gdula nie wyklucza wzięcia udziału w Marszu Miliona Serc zaplanowanym na 1 października, ale stawia organizującemu go Donaldowi Tuskowi warunek. Jeżeli to będzie marsz opozycji, jeżeli to będzie marsz, na którym będą wszyscy liderzy opozycji, i to wszyscy liderzy stojący na jednej scenie, mający przemówienia (...). Jeżeli to będzie wydarzenie, które będzie pokazywało współpracę na opozycji, a nie będzie wydarzeniem służącym temu, żeby jeden lider - w tym wypadku Donald Tusk - zaprezentował się jako postać, która kieruje opozycją, jedyny przywódca, no to się to nie zepnie. Opozycja powinna pokazać, że jest gotowa do współpracy pomimo różnic wielu - zaznaczył.

Gość Porannej rozmowy w RMF FM odniósł się też do pomysłu, by to Rafał Trzaskowski był kandydatem KO na premiera, a nie Donald Tusk. Trudno jest być premierem nie będąc posłem, nie startując w wyborach. Moim zdaniem to jest dość egzotyczny pomysł, że ktoś, kto jest prezydentem Warszawy nie startuje w wyborach, nie ma go na listach, nagle zostaje zaprezentowany: to będzie nasz premier, który nie będzie głosował, nie będzie posłem... Wydaje mi się to mało realne. Ktoś, kto chce być premierem, to kandyduje też do Sejmu. Chce być w centrum wydarzeń - ocenił.

Opracowanie: