"Jeżeli sytuacja w oświacie nadal będzie się tak kształtowała i będzie wywoływała tyle negatywnych emocji, to akcja protestacyjna w pewnym momencie musi przerodzić się w spór zbiorowy" – mówił w Popołudniowej rozmowie w RMF FM Sławomir Broniarz, przewodniczący Związku Nauczycielstwa Polskiego. "Problem polega tylko na tym, że polskie prawo powoduje, że nauczyciele muszą wejść w spór zbiorowy z własnym pracodawcą. Tym pracodawcą jest szkoła, kierownikiem zakładu pracy jest dyrektor, który jedzie na tym samym wózku, co nauczyciele. To jest jakiś absurd. Poza tym, żeby przeprowadzić spór zbiorowy w 22 tys. jednostek, to naprawdę wymaga czasu" – dodawał gość Pawła Balinowskiego. Broniarz odniósł się także do debaty pomiędzy nauczycielami, związkowcami i rządem. Mówił, że Przemysław Czarnek "nie jest specjalnie chętny do takich spotkań". "Pan minister lubi biegać po rozgłośniach i płakać, że prezes związku nie chce się z nim spotkać, ale ustalenie spotkania z panią marszałek Witek zajęło nam ok. minuty, rozmowa i ustalenie spotkania w radiu RMF zajęło nam półtorej minuty, więc to też nie jest nadmiar czasu. Jeżeli pan minister chce się z nami spotkać i widzi taką potrzebę - jesteśmy otwarci" - podkreślał.

W październiku w Warszawie ma powstać specjalne, edukacyjne miasteczko, a 15 października zorganizowana zostanie ogólnopolska pikieta protestacyjna. Sławomir Broniarz podkreślił, że te wydarzenia są w jakiejś mierze uwerturą do tego, co może mieć miejsce w przyszłym roku.

"To jest próba przekonania opinii publicznej, że nas nie stać jest na byle jaką edukację, byle jaką szkołę, a ta byle jaka szkoła w jakiejś mierze wiąże się z poziomem nakładów, chociaż pan minister (Czarnek) opowiada tutaj jakieś niestworzone rzeczy o wielkości nakładów" - mówił Broniarz. 

"Wszystko zależy od tego, jak będzie rozwijała się debata związana nie tylko z płacami nauczycieli, ale także z tym, co my nazywamy szeroko rozumianą polityką edukacyjną, jak będzie sytuacja materialna nauczycieli i szkół wiązała się ze wzrostem cen, czy będziemy zdani na zdalną edukację. Mówię o tym, dlatego że to automatycznie podnosi pewną temperaturę dyskursu, podnosi emocje, buduje emocje. Kwestią kluczową - zresztą z formalnego punktu widzenia jedyną, która może wywołać strajk, są sprawy prawa pracy. Jeżeli płace nauczycieli będą nadal utrzymywały się na tak dramatycznie niskim poziomie, a zacznie tych nauczycieli brakować i będą rosły obciążenia, to nie wykluczam, że to (strajk - przyp. red.) jest wielce prawdopodobny" - podkreślał gość Pawła Balinowskiego. 

Czy jakakolwiek debata nauczyciele-związkowcy-rząd w ogóle istnieje? Minister Czarnek twierdzi bowiem, że związkowcy niechętnie chcą się z nim spotkać. 

"Pan minister nie jest specjalnie chętny do tych spotkań. Między jednym a drugim spotkaniem upłynęło dokładnie 292 dni. Nadmiaru chęci spotkania z działaczami związkowymi nie ma. Spotkanie z ubiegłego roku z grudnia miało swoją kolejną edycję 23 sierpnia 2022 r. Pan minister lubi biegać po rozgłośniach i płakać, że prezes związku nie chce się z nim spotkać, ale ustalenie spotkania z panią marszałek (Elżbietą) Witek zajęło nam ok. minuty, rozmowa i ustalenie spotkania w radiu RMF zajęło nam półtorej minuty, więc to też nie jest nadmiar czasu. Jeżeli pan minister chce się z nami spotkać i widzi taką potrzebę - jesteśmy otwarci. Związek Nauczycielstwa Polskiego ma zamiar zaprosić ministra, ale wydawało nam się, że pan minister powinien być gospodarzem tego spotkania, patrząc na to, że on uważa, że powinny takie spotkania się odbywać" - mówił Broniarz. 

"W przyszły wtorek na godzinę 9 - jeżeli pan minister zechce to zaproszenie przyjąć" - dodawał gość Pawła Balinowskiego. 

"Przede wszystkim chcemy dotrzeć do rodziców"

Broniarz mówił także, jak będzie wyglądało miasteczko edukacyjne. 

"Jest ono ulokowane w takim punkcie, który pozwoli warszawiakom aktywnie włączyć się w rozmowy z nauczycielami. Ono będzie tak zorganizowane, żeby dawało szanse rozmowy ze zwykłym obywatelem, z rodzicem. Ta lokalizacja jest przez nas ustalona, złożyliśmy już stosowne papiery do Urzędu Miasta st. Warszawy i mam nadzieję, że żadne okoliczności nam nie przeszkodzą w lokalizacji i organizacji tego miasteczka. Ono nie ma charakteru protestu przeciwko czemuś. Ono ma pokazać rodzicom, że sprawa edukacji nie może być tylko w takim dwustronnym układzie minister - związki zawodowe, że edukacja to jest coś więcej aniżeli tylko debata o wynagrodzeniu nauczycieli, chociaż ono jest dramatycznie niskie. W prawach, o których mówimy, warto zwrócić uwagę na to, w jakich warunkach uczone są dzieci. Nie ukrywam, że przybyło nam ok. 180 tys. dzieci z Ukrainy. One również muszą być przedmiotem naszej troski. To jest także kwestia, czegoś, co umyka z głównego nurtu dyskusji, chociaż w ostatnim czasie trochę do tego wróciłem - mam na uwadze podstawę programową, która na skutek HiT-u zaczęła ludzi interesować" - zaznaczał.

"Przede wszystkim chcemy dotrzeć do tych, którzy w tej sprawie mają najwięcej do powiedzenia, czyli do rodziców. Chcemy im uświadomić, że jeżeli chcemy dobrej szkoły, to szkoła także musi kosztować. Nie chodzi tylko o płace nauczycieli, ale w ogóle o nakłady na edukację" - podkreślał gość Pawła Balinowskiego.

"Jeżeli pan minister będzie uprawiał taką retorykę, to skłoni nauczycieli do radykalizacji działań"

"Jeżeli pan minister w dalszym ciągu będzie uprawiał taką retorykę, rodem z epoki Gierka, to jestem pesymistą jeżeli chodzi o możliwość dogadania się, dlatego że to raczej będzie skłaniało zdecydowaną większość nauczycieli do stwierdzenia: nie ma szans na porozumienie z rządem i musi być radykalizacja nastrojów, radykalizacja działań i już edukacyjne miasteczko nie wystarczy" - mówił w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM Sławomir Broniarz.

 

Broniarz był pytany o słowa Przemysława Czarnka, który przekonywał, że rząd znacząco zwiększył subwencję oświatową i tym samym wprowadził podwyżki dla nauczycieli. 

"Cały problem polega na tym, że minister ma niebywałą łatwość w formułowaniu opinii, operowaniu liczbami wierząc głęboko w to, że nikt po tej drugiej stronie nie będzie w stanie go skontrować. Problem tylko polega na tym, że między tymi liczbami, a faktem, który co miesiąc jest przez nauczyciela weryfikowany na liście płac, jest dramatyczną różnicą" - mówił przewodniczący ZNP. "Pan minister opowiada, że nauczyciel rozpoczynający pracę będzie miał wynagrodzenie na poziomie 3,9 tys. zł, no chyba, że jest to nauczyciel w gminie Niemce i jest jakimś powinowatym pana ministra, bo i takowy się podobno znalazł, który będąc dyrektorem szkoły, ma dodatek funkcyjny w wysokości 3 tys. zł. Można nad tym ubolewać, że on ma dodatek funkcyjny taki, na który wielu nauczycieli w szkołach warszawskich nie może liczyć" - dodał Broniarz.

"Wielu nauczycieli pracuje prawie na dwóch etatach"

Przewodniczący ZNP tłumaczył, że o trudnej sytuacji polskich szkół powinni wiedzieć też rodzice, i właśnie między innymi temu będzie służyć edukacyjne miasteczko. "Rozmawiamy także z rodzicami i oni muszą wiedzieć, że dziecko, które idzie do szkoły, które oni oddają w ręce nauczyciela, ma po drugiej stronie biurka czy katedry osobę, która będąc po studiach uniwersyteckich, po pięciu latach nauki, dostaje na rękę jakieś 2,8 tys. tys. zł. Chcemy także do rodziców z tym iść. Nie chcemy epatować swoją biedą i tym niedostatkiem, tylko chcemy zwrócić uwagę, że im mniej będzie budżet państwa wydawać na nauczycieli, tym więcej będą musieli inwestować rodzice" - mówił Broniarz.

"Te braki kadrowe, które my widzimy, które zostały ostatnio strywializowane przez pana ministra Piontkowskiego stwierdzeniem, że brakuje tylko 6 tys. nauczycieli, one biorą się stad, że w dużych miastach jest alternatywa dla szkoły i nic dziwnego, że tych nauczycieli brakuje. A te braki, o których mówiliśmy jeszcze w połowie sierpnia, zostały zminimalizowane poprzez wzięcie ogromnej liczby godzin ponadwymiarowych przez nauczycieli. Wielu nauczycieli pracuje prawie na dwóch etatach" - dodał.

"Trzeba także zmienić sposób kształcenia nauczycieli"

Paweł Balinowski przytaczał słowa ministra, który mówił, że być może nauczyciele będą musieli uczyć dwóch przedmiotów. "No tak, ale tego się nie zrobi od ręki - to po pierwsze. Po drugie - ZNP od przynajmniej 2011 roku, kiedy opublikowaliśmy tzw. pakt dla edukacji, mówi: trzeba także zmienić sposób kształcenia nauczycieli. Musimy mieć świadomość, że jednak przy coraz gorszej demografii w wielu szkołach będzie mała liczba uczniów. I będzie sytuacja taka, że trudno będzie o 5 klas równoległych, a więc nauczyciel jednego przedmiotu będzie czasami musiał się zastanowić nad tym, czy rzeczywiście nie powinien uczyć dwóch czy trzech przedmiotów. Ale on musi być do tego przygotowany, a nie zaskakiwany przez dyrektora mówiąc: idź na tę lekcję fizyki, bo jesteś matematykiem, więc jakoś sobie na fizyce poradzisz, chociaż nie masz o tej fizyce zielonego pojęcia" - mówił Broniarz. 

Przewodniczący ZNP poruszył jeszcze jeden problem, z którym muszą borykać się nauczyciele: brak sprzętu do pracy. "Żaden górnik, hutnik nie chodzi ze sprzętem do zakładu pracy, a my musimy. Pamiętam, że w czasie pandemii to, że edukacja nie rozwaliła się, że to wszystko w miarę normalnie funkcjonowało, zawdzięczamy przede wszystkim ogromnemu poświęceniu. Ja chcę, żeby rodzice to wiedzieli, usłyszeli i docenili - ogromnemu poświęceniu nauczycieli, którzy w warunkach sprzętu domowego, czasami tocząc boje z dziećmi, które chodziły do szkoły, na swoim biurku, na swoim komputerze, płacąc za prąd, uczyli dzieci" - wyjaśniał. "To jest rzecz anormalna. Dlaczego nauczyciel ma przynosić swój komputer, laptop, drukować na swojej drukarce, a dlaczego szkoła mu tego nie zapewnia?" - dodał Broniarz.

Broniarz skomentował także petycje do ministra Przemysława Czarnka ws. odwołania ustnej matury w 2023 r. Przewodniczący ZNP przyznał, że popiera tę inicjatywę i apel ten "powinien być poważnie przez ministerstwo rozpatrzony".

Opracowanie: