Trener i współtwórca sukcesów wioślarskiej czwórki podwójnej Aleksander Wojciechowski nie ukrywa, że w Londynie trudno będzie wywalczyć olimpijskie złoto, tak jak cztery lata temu w Pekinie. Podkreślił, że rywale są znacznie młodsi i mocniejsi. "Pływają na poziomie nieoficjalnych rekordów świata. My osiągamy rezultaty w granicach 5.40-5.38 - na to w tej chwili nas stać. Dlatego trzeba być też realistą" - skomentował.

Czwórka podwójna pływająca od 2005 roku w niemal niezmienionym składzie (Adam Korol/AZS AWFiS Gdańsk, Marek Kolbowicz, Konrad Wasielewski/obaj AZS Szczecin, Michał Jeliński/AZS AWF Gorzów Wlkp.) jest najstarszą osadą, jaka wystąpi na igrzyskach. Z kolei Kolbowicz jest drugi wśród najstarszych wioślarzy.

Gdy ja kończyłem studia, uczono mnie wówczas, że wiek 26-28 lat to takie optimum wydolnościowe. W tej chwili, może z racji tego, że trochę finanse w tym sporcie się poprawiły, to i ten wiek się wydłużył. Choć tak naprawdę w wioślarstwie nie ma wielkich pieniędzy - przyznał żartobliwie szkoleniowiec.

Wojciechowski z męską reprezentacją wioślarzy pracuje od 1996 roku. Pod jego kierunkiem Kolbowicz i Korol dwa lata później wywalczyli brązowy medal mistrzostw świata w dwójce podwójnej. Ci zawodnicy stali się następnie filarem czwórki podwójnej, w której znaleźli się Adam Bronikowski i Sławomir Kruszkowski. Po niepowodzeniu na igrzyskach w Atenach (czwarta lokata) zastąpili ich Jeliński i Wasielewski. W nowym składzie osada szybko sięgnęła po sukcesy - czterokrotne mistrzostwo świata i złoto olimpijskie w Pekinie. Z zawodnikami spędza średnio 200 dni w roku. Jak przyznał, czasami przychodzi zmęczenie, ale trzeba być przede wszystkim profesjonalistą.

To jest trochę jak w małżeństwie - albo się jest przez 40 lat, tak jak w moim przypadku, albo czasami pięć i koniec. Wszystko zależy od ludzi. Bo są tacy, z którymi nie można wytrzymać nawet pięciu minut. W tym przypadku trafiliśmy na grupę, która chce ze sobą pracować, oni tolerują się nawzajem, a jestem przekonany, że zostaną przyjaciółmi na długie lata - powiedział Wojciechowski.

"Złoci" wioślarze przez wiele nazywani byli Dominatorami, bo od czasu mistrzostw świata w Gifu (2005) nie mieli sobie równych i triumfowali w najważniejszych imprezach. Przed rokiem w MŚ w Bled zajęli czwartą lokatę (kontuzjowanego Korola zastąpił Piotr Licznerski). Jak podkreślił Wojciechowski, rywale są znacznie młodsi i coraz szybsi.

My mamy swój poziom, który już kiedyś osiągnęliśmy przez lata pracy. Przeciwnicy jednak nie śpią, są młodsi, pływają na poziomie nieoficjalnych rekordów świata, a nawet lepiej - w okolicach wyniku 5.33 min. My osiągamy rezultaty w granicach 5.40-5.38 - na to w tej chwili nas stać. Dlatego trzeba być też realistą - wyjaśnił. Jak dodał, sam fakt, że mistrzowie olimpijscy przestali być już dominatorami, nie zdejmuje z nich presji, jaka będzie im towarzyszyć w Londynie.

Presja chyba będzie podobna, ale to nam nigdy nie przeszkadzało. Trzeba pamiętać, że o wioślarstwie mówi się teraz więcej i to właśnie dzięki tej osadzie. Dlatego te oczekiwania wobec nich będą na pewno spore - dodał.

Wioślarze obecnie przygotowują się w Wałczu i tam wykuwają olimpijską formę. Jesteśmy w ostatniej fazie przygotowań, która zawsze nam się udawała. Podczas tego okresu poprawialiśmy ten wynik i wierzę, że tak będzie i tym razem. Treningi są teraz krótkie, ale też intensywne. Pracujemy na pełnych obrotach, prędkości maksymalne, tętno maksymalne. Staramy się pewne złe rzeczy wyeliminować i z optymizmem pojechać na igrzyskach - zaznaczył.