Niepełnosprawny kolarz Krzysztof Jastrzębski we wtorek wyruszył z Łodzi na wyprawę wokół Europy. Dwutygodniowa trasa liczy niemal 4 tysiące kilometrów, a sportowiec jedzie na specjalistycznym rowerze, napędzanym siłą mięśni rąk.

Agnieszka Wyderka: Jak długo przygotowywał się pan do tej wyprawy?

Krzysztof Jastrzębski: Kilka lat. Póki co nikt na świecie tego nie zrobił, a jest to jednak średnia dziennie w granicach 250 kilometrów. Pogody się nie przewidzi, a jadę przez Alpy, bo inaczej się nie da tej Europy pokonać. Jest co robić.

A co jest najtrudniejsze z tego, co pan już wie o tej wyprawie? To właśnie Alpy?

Nie, bo one były brane pod uwagę. Trudno tu mówić o przeszkodach, jak się coś planuje z pełną świadomością i wiadomo, że jedzie się przez te góry, to trzeba się odpowiednio do tego przygotować. A trudności nie przewiduję. Tylko jakieś fanaberie mogą być trudnościami, bo wiadomo nawałnica, gradobicia - tego nie można przewidzieć. Pogody na okres dwóch tygodni nie można być pewnym, tym bardziej, że w tak zróżnicowanym, geometrycznym przeskoku mam tę trasę. Ale myślę, że będzie dobrze. Niejeden deszcz na drodze już pokonałem, gradobicie też, tak, że myślę, że da radę.

Niech pan opowie o tym rowerze...

To jest rower dla sportowców - zresztą ja jestem zawodnikiem licencjonowanym, kolarzem i mam licencję wydaną przez Polski Związek Kolarstwa. Reprezentuję Akademicki Klub sportowy i na ostatnich Mistrzostwach Polski (mimo iż nie miałem swojego roweru, tylko musiałem pożyczyć, bo skradziono mi w Stanach) wywalczyłem trzy brązowe medale. Klika występów już mam na swoim koncie, ale ten jest zdecydowanie najdłuższy i mam nadzieję, że nieprędko ktokolwiek mnie pokona.

Czym ten rower różni się od poprzedniego? On jest lepszy, gorszy?

Jak robi się następny, to zawsze robi się trochę lepszy, bo już zna się wady poprzedniego. W tym zostało wprowadzonych wiele poprawek, a po przejechaniu tego dystansu na pewno pojawią się następne. To jest norma u sportowców, jeśli widzą, że są jakieś braki, a na takiej trasie wykryje się wszystkie. Ten rower będzie na tyle udoskonalony, żeby zmierzyć się z innymi wyzwaniami, typowo sportowymi.

Pan będzie jechał w pojedynkę, ale jest wsparcie...

Nie mogę przejechać przez całą Europę, nie mając zaplecza. Wszystko może się zdarzyć: może się zerwać łańcuch, może paść guma, kilka razy dziennie muszę się przebierać (bo to są dystanse dziennie - około 250 km), dlatego muszę mieć zaplecze. Konieczne są też odżywki, batony, bo będzie tylko półgodzinna przerwa w ciągu dnia na coś w rodzaju obiadu. Dla mnie są to zupy, bo inna postać posiłku jest zbyt długo trawiona, a nie mam czasu na to, żeby na dłużej się zatrzymywać. A poza tym będą mi podawać picie, batony z samochodu w czasie jazdy. Na takim wyżywieniu muszę wytrwać te najbliższe dwa tygodnie.

Krzysztof Jastrzębski przejedzie przez: Czechy, Austrię, Włochy, Francję, Belgię, Holandię i Niemcy.