Nowy Rok przywitali w Limie, a już dwa dni później zameldowali się w bazie Rajdu Dakar, by dokonać niezbędnych formalności. W czwartek Rafał Sonik i Kamil Wiśniewski wstawili swoje quady do zamkniętego parku maszyn. Odbiorą je w sobotę przed oficjalną ceremonią rozpoczęcia 40. edycji supermaratonu. Obaj jednak podkreślają, że dla nich rywalizacja zaczęła się z chwilą otrzymania numerów startowych!

Nowy Rok przywitali w Limie, a już dwa dni później zameldowali się w bazie Rajdu Dakar, by dokonać niezbędnych formalności. W czwartek Rafał Sonik i Kamil Wiśniewski wstawili swoje quady do zamkniętego parku maszyn. Odbiorą je w sobotę przed oficjalną ceremonią rozpoczęcia 40. edycji supermaratonu. Obaj jednak podkreślają, że dla nich rywalizacja zaczęła się z chwilą otrzymania numerów startowych!
Rafał Sonik na trasie i podczas odbioru numerów startowych z Kamilem Wiśniewskim /Rafał Sonik Team /Materiały prasowe

Od dziesięciu lat witam Nowy Rok w Ameryce Południowej. Tym razem wypiliśmy symboliczną lampkę szampana na plaży w Limie, obserwując biało-czerwone fajerwerki rozświetlające niebo ponad oceanem - opowiada Rafał Sonik.

Dakar jak dotąd dwukrotnie odwiedzał Peru. Kończyliśmy tu zmagania w 2012 roku, kiedy byłem czwarty, i zaczynaliśmy w 2013, gdy zająłem trzecie miejsce. Cieszę się, że ponownie tu wracam, bo wywiozłem z tutejszej pustyni same dobre wspomnienia - podkreśla.

Wydmy na południu Peru były w poprzednich edycjach łaskawe dla najlepszego polskiego quadowca, ale wcale nie jest to łatwy teren. W wielu miejscach zawodnicy trafią na lepki jak mąka fesz-fesz, który ogranicza widoczność do zera. Co więcej, tamtejsze piaski kryją sporo pułapek, o czym polscy zawodnicy przekonali się podczas testów.

Jest tu sporo nieregularnie pociętych, piaskowych pagórków. Nie sposób przewidzieć ich rytmu. Podłoże ma wszędzie ten sam kolor, w południe nie ma kontrastów, więc trudno dostrzec zmiany ukształtowania, a widziałem dziury mające nawet osiem metrów. To niesamowicie zdradliwa i trudna pustynia. Znacznie łatwiej będzie tu jechać czyimś śladem, a najtrudniejsze zadanie weźmie na siebie otwierający trasę - przewiduje zwycięzca Dakaru z 2015 roku.

Po ostatnich testach przyszedł czas na odbiory administracyjne i techniczne. Zawodnicy założyli bransoletki, których nie zdejmą aż do ostatniego dnia zmagań, i odebrali numery startowe.

Na Rafała Sonika czekała jednak w tym roku jeszcze jedna niespodzianka. Dostałem legitymację rajdową "Dakar Legend". To grupa zawodników, którą definiuje przynajmniej 10 Dakarów za pasem. Nawet nie sądziłem, że ten czas tak szybko zleci. Tak samo, jak nie przypuszczałem, że stanę się legendą tego rajdu za życia - śmieje się krakowianin.

Po zakończeniu odbiorów polski duet wstawił swoje maszyny do Parc Ferme - zamkniętego parku maszyn, gdzie quady będą na nich czekać do momentu sobotniego startu.

Na pewno muszę zachować sporo ostrożności, bo nie jeździłem nigdy po peruwiańskiej pustyni. Jak na razie jestem pełen pozytywnej energii, a dreszcz emocji przed startem tylko bardziej mnie nakręca - przyznaje z szerokim uśmiechem Kamil Wiśniewski.

Jestem spokojny. Po latach startów w tych terenach nie czuję się już jak eksplorator. Księżycowe krajobrazy, które pokonujemy, traktuję jako wyzwanie. Trud i wysiłek, które muszę podjąć. To wciąż miłe uczucie, ale więcej w nim spokoju, niż gdybym ponownie stał się odkrywcą "nowego świata" - mówi Sonik.

W sobotę 6 stycznia, po oficjalnym starcie w centrum Limy, wszyscy zawodnicy ruszą w drogę na południe do miasta Pisco. W jego okolicach zostanie przeprowadzony pierwszy etap zmagań. Nieco ponad 30-kilometrowy prolog będzie stanowił przedsmak wydm, które czekają dakarową stawkę w kolejnych dniach.


(e)