W wieczornym finale Ligi Europy w Lyonie zagrają Olympique Marsylia i Atletico Madryt. Przed laty w barwach francuskiej drużyny grał Piotr Świerczewski. W rozmowie z RMF FM nie ukrywa, że sentyment do klubu mu pozostał i to za Omypique będzie trzymał kciuki, choć faworytem finału jest jego zdaniem Atletico.

Patryk Serwański: Grał pan w Olympique’u Marsylia dawno temu. Łącznie 41 meczów w barwach klubu. Czy po blisko 15 latach zostaje sentyment, który powoduje, że w finale Ligi Europy będzie pan szczególnie trzymał kciuki za francuską drużynę?

Piotr Świerczewski: Muszę powiedzieć, że zdecydowanie mocniej bije serce. Zawsze czuje się sympatię do tych klubów, w których się grało, w których się przebywało. Szczególnie, gdy było się w szatni tych największych klubów, a w moim przypadku największym klubem był właśnie Olympique Marsylia. Cieszę się, że Marsylczycy awansowali do finału, choć to będzie dla nich bardzo trudny mecz. Liga francuska jednak nie jest jednak tym, absolutnym europejskim topem i wydaje się, że Atletico jest zdecydowanym faworytem. Z drugiej strony finał rozgrywany jest w Lyonie, więc Olympique będzie grał we Francji, prawie jak w domu i to tej drużynie życzę zwycięstwa. Teraz klub z Marsylii ma znów świetnych zawodników. Odkąd tam byłem to i zawodnicy i sztab szkoleniowy wymienili się kilkukrotnie. To takie odrodzenie mojego starego klubu. Marsylia wraca na te dobre tory. Pamiętajmy, że wygrana w tym finale daje też prawo gry w przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów. Będę na pewno trzymał kciuki za Olympique.

Marsylczycy w lidze francuskiej walczą ciągle o prawo gry w Lidze Mistrzów i przed ostatnią kolejką są na 4. miejscu. O czołową trójkę powalczą korespondencyjnie z ekipą z Lyonu, a to na tym stadionie rozegrany zostanie finał Ligi Europy.

Tutaj smaczek jest jeden. Jeśli Marsylia będzie czwarta w lidze francuskiej to swojej szansy na grę w Lidze Mistrzów musi szukać właśnie w wieczornym finale. Jeśli się uda, to ta ostatnia kolejka w rodzimej lidze nie będzie już miała takiego znaczenia dla Marsylczyków. Właściwie fani Lyonu mogą trzymać w tym finale kciuki za Olympique Marsylia. Jeśli ten klub wygra, to przecież w Lidze Mistrzów zagrają wtedy cztery francuskie drużyny: PSG, Monaco, Lyon i Marsylia. Z punktu widzenia tamtejszego futbolu to idealne wyjście.

W ostatnich latach Atletico Madryt stało się bardzo rozpoznawalne. Finał Ligi Mistrzów, świetna gra w lidze hiszpańskiej. Z kolei Olympique to jednak zespół z punktu widzenia Europy w ostatnim czasie mniej rozpoznawalny. Większość kojarzy pewnie tylko Dmitri Payeta.

Marsylia trochę tak z bólem, ale dotarła do tego finału. W sporcie nigdy nie jest łatwo. Teraz ten klub przystępuje do finału w roli Kopciuszka. W latach 90-tych udało się zagrać w finale Ligi Mistrzów, ale to było dawno. Marsylia to teraz dla mnie zespół mniej znany niż Atletico. To klub, który przyzwyczaił nas do dobrych wyników w ostatnich sezonach. Marsylia poza kapitanem Payetem, który jest najbardziej rozpoznawalnym piłkarzem klubu czy bramkarzem Stevem Mandandą ma jednak zawodników, którzy są mniej znani na arenie europejskiej. Dla mnie sentymentalnie to finał dla Marsylii to wspaniała sprawa. Nastawiam się na ciekawy mecz. Piłkarze Olympique’u nie są dla mnie faworytami, ale liczę na to, że powalczą.
Atletico w finale bez zawieszonego trenera Diego Simeone. Argentyńczyka nie będzie na ławce rezerwowych. To duża strata? 

Obecność trenera na ławce jest bardzo ważne. Chodzi o mentalne podejście zawodników. Mamy kogoś, kto nas wspiera, pomaga nam. Przede wszystkim Simeone to autorytet, był świetnym piłkarzem. Dziś wydaje się wręcz przypisany do drużyny Atletico w tym swoim czarnym garniturku, charyzmatyczny, biegający, często kłócący się z sędziami. Szkoda, że będzie tylko na trybunach, ale dla Marsylczyków to lepiej, że rywale będą trochę osłabieni. Nie będzie kogoś, kto krzyknie w trudnym momencie. Simeone to świetny trener, ale płaci za popełnione błędy.