Joanna Jóźwik po nieudanych dla siebie mistrzostwach świata w Londynie i braku awansu do finału w biegu na 800 m śmiało zadeklarowała: „Za rok z europejskiego czempionatu przywiozę złoto”.

To nie był udany rok. Najchętniej bym teraz przerwała starty i po prostu odpoczęła. Ten sezon wiele mnie nauczył. Przede wszystkim trener musi zacząć mnie słuchać, a przygotowania muszą być bardziej przemyślane - powiedziała zawodniczka warszawskiego AWF.

Jej trenerem jest Andrzej Wołkowycki. To on doprowadził ją do światowej czołówki. Jej seniorska kariera rozbłysła w 2014 roku, kiedy w Zurychu zdobyła brązowy medal. Potem była w finale mistrzostw świata w Pekinie i igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro. Wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, a Jóźwik jest zawodniczką, która może wbiec nawet na podium globalnej imprezy.

Ten rok to jednak wyraźne załamanie formy. Od samego początku wyglądała na bardziej ociężałą, brakowało jej szybkości na końcówce - a właśnie z tego słynęła.

Coś poszło nie tak. Może nie mam jeszcze tej najwyższej formy. Trzeba koniecznie wyciągnąć wnioski na kolejny rok, bo wtedy są mistrzostwa Europy w Berlinie, na które mocno się nastawiam. Chcę tam wygrać
- zapowiedziała.

Choć w tym roku sezon nie wyglądał tak, jak sobie to wymarzyła, nie ma zamiaru szukać innego szkoleniowca. Nadal ufa Wołkowyckiemu, który już kilka razy udowodnił, że jest w stanie doprowadzić ją do znakomitej dyspozycji.

To nie jest moje ostatnie słowo, jest sezon, który mi się nie udał. Teraz się zastanawiam czy go już nie skończyć i nabrać świeżości na przyszły rok. Brakuje mi szybkości, trochę ten rok inaczej się ułożył pod względem startowym, obozowym - wspomniała.

Analizując na gorąco uznała, że niepotrzebny był chociażby pierwszy start - na początku maja w Diamentowej Lidze w Dausze. Jóźwik tak wcześnie nigdy nie rywalizowała. Ten występ kompletnie jej nie wyszedł.

Szkoda, że wtedy moje słowa nie zostały przemyślane. Niestety trener musi się nauczyć mnie słuchać. Trenuję już kilka lat i znam swój organizm. Wiem, kiedy dobrze pobiegnę, a kiedy nie - zaznaczyła i dodała, że bardziej przemyślany musi być także sezon przygotowawczy.

Ten akurat nie był. Zbyt często były obozy, nie było regeneracji. To było uwarunkowane także tym, że były starty niektórych osób z mojej grupy, dlatego jechaliśmy wcześniej na zgrupowanie. Wcześniej obozy były raczej pode mnie, teraz jest nas troszeczkę więcej - wspomniała.

Teraz, z perspektywy czasu, żałuje, że odpuściła halowe mistrzostwa Europy, które odbyły się w Belgradzie. Sezon pod dachem miała bowiem bardzo udany i mogła wywalczyć tam medal.

Szkoda, ale z drugiej strony całą zimę biegałam z kontuzją. Przed każdym startem musiałam chodzić do fizjoterapeuty, sama się męczyć z bólem. Po biegach nie mogłam chodzić. Potem okazało się, że mam jeszcze naderwany mięsień, dlatego nie wiem, czy jakbym zdecydowała się na start w Belgradzie, dałabym radę cokolwiek zrobić - powiedziała.

Mistrzostwa świata w Londynie zakończą się w Londynie. Na ten dzień zaplanowany jest też finał 800 m kobiet, w którym wystąpi Angelika Cichocka (SKLA Sopot). Po ośmiu dniach rywalizacji Polacy mają na koncie sześć krążków i zajmują trzecie miejsce w klasyfikacji medalowej.

(mal)