Piłkarze ręczni Orlen Wisły przegrali półfinałowy mecz Ligi Europejskiej z SC Magdeburg 29:30 (15:13) i w niedzielę powalczą o trzecie miejsce z przegranym zespołem drugiego półfinału Rhein Neckar Loewen - Fuechse Berlin.

SC Magdeburg - Orlen Wisła Płock 30:29 (13:15)

SC Magdeburg: Tibias Thulin, Jannick Green, - Zeljko Musa 1, Piotr Chrapkowski 1, Christoph Steinert, Daniel Pettersson 1, Omar Magnusson 6, Magnus Gullerud 3, Lukas Mertens 3, Christian O`Sullivan 4, Marko Bezjak 1, Moritz Preuss 4, Michael Damgaard 6

Orlen Wisła Płock: Adam Morawski - Michał Daszek 3, Philip Stenmalm 1, Alvaro Ruiz 2, David Fernandez 1, Abel Serdio, Leon Susnja, Zoltan Szita 7, Krzysztof Komarzewski, Przemysław Krajewski 7, Mirsad Terzic, Jeremy Toto 3, Lovro Mihic 1, Niko Mindegia 4.

Kary: Magdeburg - 6 min, Orlen Wisła - 14 min. Sędziowie: Duarte Santos i Ricardo Fonseca (Portugalia). Mecz bez udziału publiczności.

Płocka drużyna po raz pierwszy w historii klubu znalazła się w gronie czterech najlepszych zespołów EHF LE, będąc jedynym z polskich klubów piłki ręcznej, który dotarł do ostatniego etapu rywalizacji.

Płocczanie do Mannheim przyjechali w najsilniejszym składzie, z bramkarzem Ivanem Stevanovicem, który przez kilka ostatnich miesięcy leczył się po przejściu Covid-19, ale bramkarz ostatecznie nie wyszedł na parkiet.

Płocczanie zapewniali, że choć dwa mecze muszą rozegrać z niemieckimi zespołami, to zamierzają dać z siebie wszystko, bo nie przyjechali do Mannheim na wycieczkę. W pierwszym meczu Orlen Wisła trafiła na najsilniejszą chyba w stawce, trzecią drużynę niemieckiej Bundesligi - SC Magdeburg.

Orlen Wisła po pierwszej, nieudanej akcji, w 3. min. wyszła na prowadzenie, którego nie oddała do końca pierwszej połowy. Tylko dwa razy, po kwadransie gry było 6:6 i w 24. min. (11:11) na tablicy był remis, ale płocczanie od razu odskakiwali na jedną lub dwie bramki. Świetnie grali w obronie, nie pozwalając rywalom, by pokonali Adama Morawskiego, który popisał się kilkoma znakomitymi interwencjami.

Pierwsza odsłona półfinałowego spotkania była bardzo udana, Orlen Wisła grała odważnie, świetnie w obronie, choć sędziowie nie zawsze byli łaskawi dla płockich zawodników grających w ataku. W trzydziestu pierwszych minutach gry Michał Daszek, dwukrotnie Leon Susnja i Mirsad Terzic wędrowali na ławkę kar.

Obaj trenerzy skorzystali z dwuminutowych przerw w grze, Bennet Wiegert, szkoleniowiec Magdeburga, w 21. min. przy stanie 8:11, a Xavi Sabate w 27. min., przy wyniku 12:13.

Przez pierwsze dziesięć minut drugiej połowy nadal Orlen Wisła prowadziła, choć najwyżej dwiema bramkami. W 39. min. przy stanie 17:17 swoją ósmą obroną popisał się Morawski. Od tego momentu w grze płocczan coś się zacięło i stracili prowadzenie w 24. min. Magdeburg nacierał, w jego bramce znakomicie spisywał się Tobias Thulin, a płocczanie popełniali błędy i w 45. min. było już 22:19. Trzybramkowa przewaga utrzymywała się do 49. min., kiedy Magdeburg prowadził 24:21. Potem płocczanie odzyskali zimną krew i po dwóch bramkach Zoltana Szity oraz jednej Alvara Ruiza, w 51. min. był remis 24:24.

Równowaga utrzymywała się tylko przez chwilę. Po dwóch golach Omara Magnussona i jednej Christiana O`Sullivana, Magdeburg objął prowadzenie 28:25. Orlen Wisła próbowała zmniejszyć rozmiary porażki, ale gospodarze zaczęli grać mocniej w obronie i trudno było się przedrzeć przez tę zaporę.

Na początku 59. min. spotkania Magdeburg wygrywał 29:28, ale gola zdobył Daniel Pettersson i przy stanie 30:28 trener Sabate poprosił o przerwę w grze. Krzysztof Komarzewski, który dostał długą piłkę na skrzydło, trafił jednak prosto w nogi bramkarza, a po tej akcji o dwuminutową przerwę poprosił trener gospodarzy. Ich akcja również zakończyła się niepowodzeniem, ale do końca pojedynku zostało 20 sek. i drużynie z Płocka nie udało się doprowadzić do remisu.

Finał Ligi Europejskiej odbędzie się w niedzielę 23 maja. Mecz o trzecie miejsce z udziałem Orlen Wisły rozpocznie się o 18:00.