Sama nie wiem, skąd wzięło się EPO w moim organizmie - oświadczyła Kornelia Marek po rozmowie z Komisją Dyscyplinarną Polskiego Związku Narciarskiego. Zawodniczka podkreśliła, że nie wykonywała sobie żadnych zastrzyków; robił je jedynie doktor Witalij Trypolski. Dodała, że ufała mu bezgranicznie i związku z tym czuje się współwinna.

Nie mam zarzutów do lekarza - mówiła Kornelia Marek w swoim pierwszym publicznym wystąpieniu po wykryciu w jej organizmie niedozwolonego środka (erytropoetyny). Nie mam żadnych zastrzeżeń do doktora Witalija Trypolskiego, któremu ufałam. Ale to nie tylko jego wina. Ja też czuję się winna tej sytuacji i jestem gotowa ponieść konsekwencje.

Jak dodała, była przekonana, że przyjmuje środki regenerujące i witaminy. Ufałam mu bezgranicznie. Nie dociekałam, jakie to są odżywki, nie sprawdzałam każdej strzykawki, każdego leku. Poinformowała, że przed igrzyskami w Vancouver była dwukrotnie kontrolowana. Raz w Kuusamo i raz przed samymi igrzyskami, ale wtedy badano krew, a nie mocz - wyjaśniła.

Zanim z dziennikarzami spotkała się Marek, na konferencji pojawił się Zbigniew Waśkiewicz, przedstawiciel Komisji Dyscyplinarnej Polskiego Związku Narciarskiego. Nie usłyszeliśmy od nich żadnych sensacji - poinformował. Trener Cempa po raz kolejny podkreślił, że nic nie wiedział, by ktoś z jego grupy stosował doping i jest zaskoczony całą sytuacją, a Kornelia Marek podtrzymała wcześniejsze stanowisko, że świadomie nie stosowała żadnych środków dopingujących, a zastrzyki przed i podczas igrzysk robił jej wyłącznie doktor Witalij Trypolski.

Zaznaczyła, że ma pełne zaufanie do Tripolskiego, nie pytała go o to, co jej podawał. Czuła się bezpieczna - mówił Waśkiewicz. Według niego Kornelia była pewna tego, co mówiła, choć - jak dodał - komisję uderzył brak logiki i spójności w jej wypowiedziach.

Waśkiewicz zapowiedział, że z Witalijem Tripolskim mają się spotkać w poniedziałek.

Badanie antydopingowe Kornelii Marek, które przeprowadzono po biegu sztafetowym 4x5 km, dało wynik pozytywny. 12 marca, na żądanie zawodniczki, w olimpijskim laboratorium w Richmond rozpoczęła się analiza próbki B. 16 marca MKOl potwierdził obecność niedozwolonej substancji w organizmie Polki.