Ewa Swoboda, która w szwedzkim Gavle obroniła tytuł młodzieżowej mistrzyni Europy w biegu na 100 m, przyznaje, że nie podjęła jeszcze decyzji ws. startu w mistrzostwach świata w Dausze na przełomie września i października. "Śmieszy mnie robienie z tego sensacji" - podkreśliła.

W piątek Swoboda (AZS AWF Katowice) wygrała na lekkoatletycznych MME rywalizację na 100 m z wyraźną przewagą: uzyskała czas 11,15 s, podczas gdy druga na mecie Francuzka Cynthia Leduc miała wynik 11,40 s, a trzecia Niemka Lisa Nippgen - 11,45 s.

Rezultat Polki jest jej najlepszym w tym sezonie i o zaledwie 0,03 s gorszym od rekordu życiowego z 2016 roku.

W Gavle młodzieżowa mistrzyni Europy wypełniła też minimum PZLA na przyszłoroczne igrzyska olimpijskie w Tokio.

11,15 kosztowało mnie dużo pracy i nadrabiania na treningu czasu straconego w Japonii podczas nieoficjalnych mistrzostw świata sztafet. Myślę, że na nową "życiówkę" trzeba mega mocno zapracować i czas pokaże, co to będzie i kiedy będzie to możliwe - przyznała po starcie Swoboda.

Po jej sukcesie w Gavle spore zamieszanie wywołała jednak deklaracja, że nie planuje startu w MŚ w Dausze, które przeprowadzone zostaną na przełomie września i października.

Jak przypomina Onet, sprinterka - zapytana w wywiadzie dla Europejskiej Federacji Lekkiej Atletyki o plany na przyszłość - odparła: Nie wystartuję w Dausze. Potrzebuję wakacji po długim sezonie, w przyszłym sezonie czeka nas ważny rok, bo olimpijski. To dla mnie ważniejsze, tym bardziej, że moim celem jest medal.

Teraz, w rozmowie z Polską Agencją Prasową, Swoboda wyjaśniła, że nie podjęła jeszcze ostatecznej decyzji ws. startu w Katarze.

Dalej będę normalnie startować w tym sezonie, bo przecież forma jest, więc dlaczego mam odpuszczać starty? Po drodze są m.in. drużynowe mistrzostwa Europy w Bydgoszczy - powiedziała.

Śmieszy mnie robienie sztucznej sensacji z tego, że nie startuję na MŚ. Nie ma podjętej decyzji w tej sprawie. Po prostu uważam, że bieganie tylko w eliminacjach byłoby dużą stratą czasu z uwagi na termin tych mistrzostw. To też powodowałoby, że straciłabym starty w hali w 2020 roku, a ja uwielbiam biegać pod dachem - zaznaczyła.

Podkreśliła również, że nikt z polskich dziennikarzy nie skontaktował się z nią w tej sprawie, a ona po wygranej w Gavle jedynie zasugerowała swoje wątpliwości co do startu w Dausze.

Swoboda stwierdziła także, że jej bardzo dobre w tym roku wyniki - m.in. halowe mistrzostwo Europy - wynikają z tego, że poukładała sobie wszystko w głowie.

Udało mi się poukładać wszystko tak, jak chciałam, i - jak widać - bardzo dobrze działa to na moje wyniki sportowe. Bieganie z czystą głową i pełnym skupieniem to coś wspaniałego, nie mam gdzieś z tyłu głowy czegoś, co zatruwa mi myśli. I bardzo mi z tym dobrze - podkreśliła.

Pytana o swoje sportowe marzenie związane z dystansem 100 m, odparła, że na pewno jest nim złamanie bariery 11 sekund.

Na pewno nie przyjdzie to samo z siebie i trzeba na to bardzo ciężko zapracować. Podczas igrzysk w Tokio chciałabym wystąpić w finale, ale żeby myśleć o medalu, trzeba biegać 10,80 - a to obecnie nie mieści mi się jeszcze w głowie - przyznała.

Odniosła się także do swoich relacji z kibicami: przyznała, że krępuje ją, gdy ktoś nieznajomy traktuje ją jak swoją przyjaciółkę.

Przez to unikam często wychodzenia gdziekolwiek. Nie lubię, gdy ludzie są nachalni. Dziwią mnie różne sytuacje i jakieś sztuczne przytulanie się do mnie, dotykanie mnie. Zdarzają się nawet takie sytuacje, że mam ochotę po prostu uciekać - wyznała.

W jej ocenie ludzie nie rozumieją czasami, że sportowcy są tylko ludźmi i chcą czasami chwilę odsapnąć.

My też po starcie mamy jakieś sprawy do załatwienia. Nie możemy stanąć czasami do wszystkich zdjęć, bo bylibyśmy w domu czy hotelu ciemną nocą. Zawsze staram się podejść do dzieciaków i porozmawiać, ale niektórzy dorośli reagują oburzeniem i pytaniami: "czy ja w końcu tu w ogóle podejdę". Nie dajmy się zwariować. Dziękuję wszystkim za wsparcie i doping. On bardzo pomaga, ale miejmy we wszystkim pewien umiar - zaapelowała na koniec Swoboda.