Polscy siatkarze zagrają dziś ze Słoweńcami w katowickim Spodku o awans do finału mistrzostw Europy. Z tym samym rywalem i o taką samą stawkę walczyli w poprzedniej edycji tego turnieju - wówczas w Lublanie górą byli przeciwnicy.

W 2019 roku wspierani ogłuszającym dopingiem swoich kibiców Słoweńcy wygrali 3:1. Teraz jednak role się odwrócą - to Polacy będą mogli liczyć na pomoc z trybun, które mają się zapełnić do ostatniego miejsca. Już na wcześniejszych etapach ME biało-czerwoni stale podkreślali, że zarówno w Krakowie, jak i Gdańsku wsparcie fanów było dla nich bardzo ważne. Było ono tym istotniejsze, że do imprezy przystępowali zaledwie kilka tygodni po nieudanym występie w igrzyskach w Tokio, po którym musieli się odbudować przede wszystkim mentalnie.

Jak na razie podopieczni trenera Vitala Heynena pozostają w tym czempionacie Starego Kontynentu niepokonani. Ekipa prowadzona przez Alberto Giulianiego, który jest też szkoleniowcem Asseco Resovii Rzeszów, z kolei poniosła w fazie grupowej dwie porażki. Ekipy te w mistrzostwach Europy w ostatnich latach stale na siebie trafiają i historia tych pojedynków przemawia wyraźnie na korzyść Słoweńców. Polacy ulegli im bowiem w trzech poprzednich edycjach - w ćwierćfinale w 2015 roku, barażu o "ósemkę" dwa lata później i półfinale w 2019. Łącznie pod wodzą Heynena biało-czerwoni zmierzyli się z nimi cztery razy, a bilans jest remisowy.

Słoweńcy dwa lata temu zdobyli srebrny medal i powtórzyli tym samym sukces z 2015 roku. Biało-czerwoni zaś w poprzedniej edycji stanęli na najniższym stopniu podium. Łącznie mają w dorobku dziewięć krążków ME, a ten z najcenniejszego kruszcu wywalczyli w 2009 roku.

Katowicki Spodek nazywany jest "świątynią polskiej siatkówki". To właśnie w tej hali 21 wrześnie 2014 roku gospodarze wywalczyli mistrzostwo świata. Teraz zagrają w niej cztery najlepsze zespoły ME. 

Polacy i Słoweńcy w sobotę rozpoczną mecz o godz. 17.30, a na 21 zaplanowano spotkanie broniących tytułu Serbów z Włochami.