Nie wiem, czy wystartuję w mistrzostwach Europy - mówi dziennikowi "Polska" Otylia Jędrzejczak. W ubiegłym tygodniu mistrzyni olimpijska przeszła nieprzyjemny zabieg: lekarze wbili jej w kość twarzy grubą igłę, by dostać się do chorej zatoki, w której rozwija się niebezpieczna bakteria. Niestety, lek nie rozwiązał problemu. Otylia musi więc trzy razy dziennie dostawać kroplówkę.

Otylia Jędrzejczak jest wyraźnie zmęczona chorobą, ale mimo to trenuje. Nie może pływać, bo w przedramieniu ma wenflon - plastikową rurkę umieszczoną w żyle, do której podłącza się kroplówkę. Otylia ćwiczy więc na lądzie - lekko, bo wycieńczony chorobą organizm nie jest w stanie znosić dużego wysiłku. Tym bardziej że kilka godzin po zajęciach delfinistka musi jechać do szpitala na kolejną kroplówkę.

W ogóle nie powinnam trenować, ale za cztery tygodnie w Eindhoven mam walczyć o nominację olimpijską - wciąż wierzy w swoją siłę Jędrzejczak.

Jeśli jeszcze tydzień Otylia będzie chora, o zawodach trzeba zapomnieć - martwi się trener. Jego zdaniem, już teraz wiadomo, że w Holandii zawodniczka nie będzie w szczytowej formie. Jednak o kwalifikację się nie boi. Otylia w tym roku uzyskała już wynik lepszy od minimum wyznaczonego przez Polski Związek Pływacki. Ostatecznie może więc zwrócić się o jego uznanie lub wyznaczenie innych zawodów. Jednak w Holandii mogła po raz czwarty z rzędu zdobyć złoty medal na 200 m motylkiem.