Hokeiści Chicago Blackhawks pokonali na wyjeździe Boston Bruins 3:2 i w finale hokejowej ligi NHL zwyciężyli 4-2. Dla drużyny z Chicago to piąty tytuł mistrzowski w historii. Poprzedni zdobyli w 2010 roku.

To był wyjątkowy finał rozgrywek. Po raz pierwszy od 1979 roku spotkały się w nim dwie drużyny z tak zwanej "Pierwotnej szóstki". Do "Original six" oprócz Blackhawks i Bruins zaliczają się Montreal Canadiens, Toronto Maple Leafs, Detroit Red Wings i New York Rangers. Przez 25 sezonów, w latach 1942-67, w NHL rywalizowały tylko te drużyny. 34 lata temu w finale Canadiens pokonali Rangers 4-1.

W poniedziałek prowadzenie Bruins w ósmej minucie dał Chris Kelly. Wyrównał w drugiej tercji Jonathan Toews. Stojące pod ścianą "Niedźwiadki" ponownie wygrywały od 53. minuty. Wtedy na listę strzelców wpisał się Milan Lucic. Wydawało się, że gospodarze utrzymają prowadzenie i doprowadzą do siódmego meczu. Jednak w hokeju kilkadziesiąt sekund to szmat czasu. Gdy do końca spotkania pozostało niespełna półtorej minuty na listę strzelców wpisał się Bryan Bickell. Zaledwie 19 sekund później bramkę na wagę zdobycia Pucharu Stanley'a strzelił Dave Bolland.

Najlepszym zawodnikiem fazy play-off został napastnik "Czarnych Jastrzębi" Patrick Cane - dostał nagrodę Conn Smythe Trophy. Po sezonie zasadniczym zagrał w 21 spotkaniach i zdobył w nich 19 punktów (dziewięć goli i dziesięć asyst). Jest dopiero czwartym Amerykaninem, któremu przypadło to wyróżnienie. To po prostu najlepszy rok w moim życiu. Gra w tej drużynie to coś niesamowitego - przyznał po meczu Kane.

Emocji nie brakowało w żadnym z wcześniejszych pięciu spotkań finałowych. Już na otwarcie rywalizacji drużyna z Chicago wygrała po trzech dogrywkach 4:3. W drugim spotkaniu wystarczyła zaledwie jedna dogrywka. Bruins wygrali 2:1, a w kolejnym meczu już w regulaminowym czasie gry 2:0. Później wygrywali jedynie Blackhawks. Najpierw po dogrywce 6:5, później 3:1. Tak wyrównanego finału nie było do dawna.