"Wróciłam z Tokio zadowolona, z nowymi doświadczeniami i już ukierunkowana na przygotowania do mistrzostw świata w Bernie w 2023 roku oraz do igrzysk olimpijskich w Paryżu rok później" - tak swój najważniejszy start w tym roku i plany na kolejne sezony opisuje Aleksandra Mirosław. Na igrzyskach w Japonii ustanowiła nowy, wynoszący 6,84 sekundy rekord świata w debiutującej na olimpijskich arenach wspinaczce na czas. Zajęła też czwarte miejsce we wspinaczkowym trójboju. Tegoroczną rywalizację zakończyła natomiast 16 września. Na mistrzostwa świata w Moskwie poleciała jako obrończyni tytułów mistrzyni globu z 2018 i 2019 roku w swojej koronnej konkurencji, czyli w sprintach. Tym razem wywalczyła brąz. "Na pewno ten krok w tył wywoła u mnie większą motywację do dalszego rozwoju. Wiadomo, że nikt nie lubi przegrywać. Ciężko jest utrzymać przez tak długi okres maksymalne skupienie i maksymalne przygotować się do dwóch tak dużych imprez" - opowiada zawodniczka z Lublina w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Michałem Rodakiem.

Michał Rodak: Z jakim nastawieniem leciałaś na mistrzostwa świata w Moskwie? Po udanych igrzyskach i rekordzie świata stwierdziłaś, że można podejść do tych zawodów ze spokojem, czy też - mimo wszystko - czułaś presję?

Aleksandra Mirosław: Tak naprawdę nigdy nie odczuwam takiej presji zewnętrznej. Tak samo było przed igrzyskami, ponieważ zawsze jadę na zawody z bardzo konkretnymi założeniami, które chcę zrealizować. Jeżeli chodzi o Moskwę, to razem z trenerem bardzo spontanicznie podjęliśmy decyzję o starcie na tych mistrzostwach świata. W sumie do ostatniej chwili nie do końca byliśmy pewni czy startować, czy nie. Czułam się dość mocno zmęczona po rywalizacji w Tokio. Z drugiej strony stwierdziliśmy, że 6 tygodni to nie jest na tyle długo, by nie utrzymać w tym czasie formy. Zdecydowaliśmy, że zrobimy 6 tygodni jej podtrzymania i po prostu pojedziemy do Moskwy. Jechałam tam przede wszystkim po prostu wystartować i bazować na tym, co wypracowaliśmy na igrzyskach. Nie był to najważniejszy dla mnie start w tym sezonie.

Zmęczenie, które czułaś po Tokio, to było bardziej zmęczenie psychiczne czy fizyczne?

Byłam zmęczona zarówno fizycznie, jak i psychicznie, ale myślę, że zdecydowanie bardziej psychicznie. Organizm fizycznie dużo szybciej się regeneruje. Igrzyska to był dla mnie najważniejszy start w tym sezonie. Tam spełniliśmy nasze cele i założenia w 100 procentach, a Moskwa to był taki start, by wykorzystać tę pracę wykonaną przed Tokio. Nie jechaliśmy tam z nie wiadomo jakim nastawieniem i celami.

Jak w takim razie oceniasz trzecie miejsce i brązowy medal, który udało ci się tam zdobyć? Jesteś zadowolona czy też może - mimo wszystko - trochę zawiedziona?

Już wielokrotnie, na przestrzeni wszystkich lat swojej kariery, przekonałam się, że jeśli chodzi o czasówki, to nie zawsze wygrywa najszybszy. Ja w Moskwie zdecydowanie byłam najszybsza, natomiast poprzez błąd, czyli odpadnięcie od ściany, co od wielu, wielu lat mi się nie zdarzyło, musiałam się zadowolić tym biegiem o brązowy medal. Czy jestem zawiedziona? Cieszę się, że udźwignęłam to psychicznie na tyle, że byłam w stanie walczyć o ten brąz i wyszłam na ten bieg tak, jak gdyby wcześniej nic się nie stało. Dopiero później doszły emocje i doszła analiza tego, co się wydarzyło. To że w tym biegu o wejście do finału odpadłam, to tylko i wyłącznie moja wina. Zbyt małe skupienie, rozproszenie w trakcie biegu, co skutkowało odpadnięciem od ściany i ostatecznie awansem do małego finału.

Ale tak chyba wskazuje też statystyka, że czasem taka sytuacja po prostu musi się wydarzyć.

Na pewno ten krok w tył wywoła u mnie większą motywację do dalszego rozwoju. Wiadomo, że nikt nie lubi przegrywać. Na przestrzeni ostatnich lat, gdy miałam naprawdę świetne sezony, trochę - w cudzysłowie - przyzwyczaiłam się do tego, że jadę na zawody przede wszystkim po to, żeby wygrać. Wydaje mi się, że takie odpadnięcie i popełnienie tego błędu 6 tygodni po najważniejszym starcie sezonu, było w pewnym sensie do przewidzenia, że może się wydarzyć. Ciężko jest utrzymać przez tak długi okres maksymalne skupienie i maksymalne przygotować się do dwóch tak dużych imprez. Mistrzostwa świata są przecież następną w kolejności - po igrzyskach - imprezą, do której przygotowują się sportowcy. Dla wielu zawodniczek, które startowały w Moskwie, była to najważniejsza impreza w roku, a dla mnie tym razem bardziej poboczna.

Wróćmy na chwilę do igrzysk. Jak je zapamiętasz? To doświadczenie i wspomnienia na całe życie?

To na pewno. W Tokio wszystko było dla mnie nowe. Ciężko było czegokolwiek się spodziewać i na cokolwiek nastawiać, bo każdy z nas wspinaczy był tam po raz pierwszy. Bardzo cennym doświadczeniem na pewno będzie zwłaszcza ten udział w finale wspinaczkowego trójboju i bieg po rekord świata w finale igrzysk olimpijskich. Szczególnie w kontekście przygotowań i mam nadzieję, że finalnie także startu na kolejnych igrzyskach w Paryżu. Myślę, że to będzie czynnik mocno decydujący o tym, co tam się wtedy wydarzy.

Cały czas wszyscy mamy w głowie twój olimpijski bieg po rekord świata. Pamiętam, że rozmawialiśmy 2 lata temu po twoim drugim tytule mistrzyni globu i wywalczeniu kwalifikacji do Tokio. Wtedy mówiłaś, że wszystko wyszło świetnie, ale bardzo zależało ci na rekordzie, a zabrakło do niego naprawdę niewiele. To było takie marzenie, które chodziło za tobą przez całą karierę?

Tak. Koło rekordu świata kręciłam się w zasadzie od 10 lat - od 2011 roku, gdy po raz pierwszy zbliżyłam się znacząco do jego pobicia. Później miało to miejsce, jeżeli się nie mylę, w 2013 oraz w 2018, 2019 i teraz w 2021 roku w końcu się udało. Wydaje mi się, że lepszego miejsca niż w finale igrzysk olimpijskich na to nie mogłam sobie wyobrazić. Nie dość, że został pobity ten rekord świata, to został pobity w bardzo znaczący sposób. To nie było pobicie o 0,01-0,02 sekundy, a o prawie 0,15 sekundy. Uważam, że to naprawdę spore osiągnięcie i jestem z tego dumna.

Czwarte miejsce, które zajęłaś w trójboju, też chyba wzięłabyś w ciemno przed wylotem do Tokio.

Tak. Nigdy nie mówiłam, że byłam trójboistką czy też, że nią zostanę. Od zawsze specjalizowałam się we wspinaniu na czas. Dzięki decyzji trenera o tym, że te czasówki podczas przygotowań zostają dla nas priorytetem, a jednocześnie staramy się jak najbardziej podciągnąć umiejętności w boulderingu i prowadzeniu, mogłam się cieszyć z finału olimpijskiego, a ostatecznie zająć w nim czwarte miejsce, ocierając się o podium. Ja w żaden sposób nie jestem zła, że Japonka była trzecia, choć miała tyle samo punktów co ja. Trójbój - jak sama nazwa wskazuje - ma wyłonić najbardziej wszechstronnych wspinaczy. Jeśli porównamy mnie i Japonkę, rzeczywiście okaże się, że Akiyo Noguchi jest dużo bardziej wszechstronna ode mnie. We wszystkich konkurencjach w finale olimpijskim zajęła czwarte miejsce. Bardzo się cieszyłam z rekordu świata i czwartej lokaty w klasyfikacji końcowej. Wróciłam z Tokio zadowolona, z nowymi doświadczeniami i już ukierunkowana powoli na przygotowania do mistrzostw świata w Bernie w 2023 roku i do igrzysk olimpijskich rok później.

Cieszysz się, że z trójbojem nie będziesz już musiała mieć nic wspólnego? (na IO w Paryżu w 2024 roku medale zostaną przyznane osobno w trzech wspinaczkowych dyscyplinach - przyp. red.)

Myślę, że każdy z zawodników, który brał udział w igrzyskach, podobnie się cieszy, że już nie musi robić tego, co mu nie wychodzi i czego nie chce robić. Doszło do takiej sytuacji, że niemiecki olimpijczyk Jan Hojer wyszedł ze strefy z czasówek i cieszył się, że to była jego ostatnia styczność z tą konkurencją w życiu. Tak samo ja i inni sprinterzy mieliśmy z boulderingiem i prowadzeniem. Od zawsze specjalizujemy się w jednej konkurencji, a czasówki są zupełnie inne od pozostałych wspinaczkowych dyscyplin. Ciężko więc nam było to wszystko pogodzić i to wypośrodkować. W między czasie, w trakcie przygotowań, trzeba było więc podjąć kilka bardzo trudnych decyzji. Ja na szczęście nie musiałam tego robić, a podejmowali je trenerzy.

Przenieśmy się na chwilę w czasie na kolejne igrzyska w Paryżu. W waszym sporcie jest szansa na utrzymanie się na najwyższym poziomie tak długo i będziesz mogła tam powalczyć o medale w twojej koronnej konkurencji?

Mam zamiar to udowodnić, że się da. A tak poważnie mówiąc - do Paryża jest jeszcze dużo czasu. 2 lata to jest w sporcie ogrom czasu. Dla mnie najważniejszy sezon będzie w roku 2023, gdy odbędą się mistrzostwa świata w Szwajcarii. Najprawdopodobniej będą one zawodami kwalifikacyjnymi do igrzysk. W tym momencie skupiamy się więc na przygotowaniach pod kątem tych mistrzostw. Dlatego też trochę cieszę się, że teraz nie obroniłam mistrzowskiego tytułu i nie zdobyłam go po raz trzeci, ponieważ jadąc do Berna z trzema tytułami, by bronić go po raz kolejny i mając w głowie jeszcze igrzyska olimpijskie, mogłoby być tego trochę za dużo. W tym momencie się od tego izoluję, czyszczę sobie kartę i skupiam się po prostu na przygotowaniach. Już wracając z Tokio, moje rozmowy sprowadzały się przede wszystkim do przygotowań do mistrzostw świata w Szwajcarii, bo będą to najważniejsze mistrzostwa w mojej karierze, i potem ostatecznie do igrzysk w Paryżu. Wprowadzając kolejne cykle i treningi, wszystko jest już ukierunkowane na następne sezony, a nie na te mistrzowskie zawody, które odbyły się w Moskwie.

Teraz czujesz już przesyt i kończysz z rywalizacją w tym roku, czy czekają cię jeszcze jakieś starty?

Za 2 tygodnie miałam wystartować i dokończyć sezon w Pucharze Świata w Seulu, ale zawody odwołano. Będziemy się więc już skupiać na regeneracji - podleczeniu tego, co trzeba podleczyć i wyprowadzeniu tego, co trzeba wyprowadzić. Powoli układają się też plany na kolejne sezony z uwzględnieniem tych kwalifikacji olimpijskich.

Ale zasłużone wakacje wcześniej chyba też jeszcze muszą być.

Tak, wakacje mam rozłożone na dwie połowy - jeden tydzień w październiku, a drugi w listopadzie. Czas na regenerację będzie, ale najpierw trzeba się skupić na zdrowiu.

Rozmowę przeprowadzono podczas 26. Festiwalu Górskiego imienia Andrzeja Zawady w Lądku-Zdroju.