"Z tyłu głowy musimy mieć to, że w każdej chwili będziemy musieli spakować plecak i pójść w góry" - tak o realiach bożonarodzeniowych dyżurów mówi Andrzej Maciata, ratownik i instruktor TOPR-u. W rozmowie z Marcinem Jędrychem w Radiu RMF24 opowiada, jak wyglądają jego święta? Czego najbardziej brakuje mu w tym czasie?
- Andrzej Maciata, ratownik TOPR, podkreśla, że w święta zawsze mogą być wezwani do pomocy w górach - to ich codzienność i odpowiedzialność.
- Choć w centrali TOPR-u panuje świąteczna atmosfera, ratownicy są gotowi w każdej chwili wyruszyć na akcję.
- Ratownik przypomina, że nie są superbohaterami i apeluje o zdrowy rozsądek podczas górskich wypraw - bezpieczeństwo jest najważniejsze!
- Bądź na bieżąco! Wejdź na stronę główną RMF24.pl.
Gościem wydania "Świątecznego Dyżuru" był Andrzej Maciata, ratownik, instruktor TOPR, który od ponad trzydziestu lat pomaga tym, którzy w górach znaleźli się w niebezpieczeństwie. Opowiadał o odpowiedzialności, jaka spoczywa na barkach ratowników podczas okresu świątecznego.
Prowadzący program Marcin Jędrych spytał, czy ratownicy czują presję w takich szczególnych momentach, gdy potrzebujący mogą oczekiwać pomocy wyłącznie od TOPR-u.
Musimy wszystko podporządkować faktowi, że w każdej chwili możemy być wezwani do pomocy. Ktoś może do nas zadzwonić i powiedzieć, w jakiej jest sytuacji, a my powinniśmy mu po prostu w tym pomóc - odpowiedział instruktor.
Ratownik opowiedział również o świątecznym nastroju, jaki panuje w centrali TOPR-u.
Staramy się zawsze te święta jakoś obchodzić. Jest choinka, są życzenia, rozmowa świąteczna zawsze jest. Ale z tyłu głowy mamy i musimy mieć to, że w każdej chwili będziemy musieli spakować plecak i pójść w góry - przyznał gość Radia RMF24.
W rozmowie padło pytanie o to, że nawet najtwardszego TOPR-owca może czasami boleć to, że musi wyruszyć w góry, gdy w domu jest tak pięknie i świątecznie.
Nie, my jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Cały czas mamy z tyłu głowy, że może przyjść wezwanie i wtedy po prostu trzeba spakować plecak i iść. Taka jest nasza rola. Każdy, kto postanowił zostać ratownikiem, jest tego świadomy. To nie jest nic takiego, co by nas w jakiś sposób denerwowało. Po prostu jest się ratownikiem - odpowiedział gość.
Bohater audycji wspomniał, że niektóre schroniska górskie, takie jak Morskie Oko czy Pięć Stawów, ma swoją własną specyfikę, jeśli chodzi o magię świąt. Od lat w okresie świątecznym przyjeżdżają ci sami turyści tak, jakby przyjeżdżali do rodziny - powiedział gość Marcina Jędrycha.
Morskie Oko jest znane z tego, że spotykają się tam polscy wspinacze, himalaiści, taternicy. To jest taka jedna wspólna rodzina i oni lubią ze sobą spędzać świąteczny czas. Przyjeżdżają całymi rodzinami i wtedy się wszyscy razem spotykamy gdzieś tam w kuluarach tego schroniska - dodał ratownik.
Powiedział, że w górach czas zatrzymuje się na chwilę tylko raz.
Jest taki moment w Wigilię. Wtedy ewidentnie mniej się dzieje, jest mniej ludzi, ale chwilę później wszystko wraca do normy. Wtedy już nie ma znaczenia, czy to są święta Bożego Narodzenia, czy jakiś inny czas. Wtedy ludzie znowu idą w góry - dodał ratownik TOPR-u.
Gość "Świątecznego Dyżuru" podkreśla, że "ratownik to nie Superman". Nie mogę nagle zmaterializować się przy osobie poszkodowanej - komentuje ratownik TOPR-u.
Należy brać pod uwagę nie tylko nasze zamiary zdobycia jakiegoś szczytu czy przejścia jakiejś trasy, ale również brać pod uwagę to, co ja zrobię w momencie, kiedy gdzieś nie podołam, kiedy coś mi się może zdarzyć, jakaś najdrobniejsza rzecz i czy ja jestem w stanie sobie z tym sam poradzić. Należy zachować po prostu normalny, czysty ludzki rozsądek - podsumował gość Radia RMF 24.
Ratownik zaznacza, że TOPR jest wyposażony w śmigłowce, którymi ewentualnie można by pomóc. Jednak w okresie świątecznym w górach panują na tyle ciężkie warunki, że użycie takiego sprzętu może okazać się nierealne.
Opracowała Julia Rut


