Mieszkańcy ziemi kłodzkiej czekają na kluczowe dla nich decyzje w sprawie zabezpieczenia terenów popowodziowych. Te mają zapaść jeszcze w tym miesiącu. Prace nad propozycjami, które - zanim wejdą w życie - będą konsultowane z poszkodowanymi, są finalizowane.

Zespół, który tworzy kompleksowy plan zabezpieczeń, pracuje już od kilku miesięcy. Kieruje nim prof. Janusz Zaleski, który odwiedzał w tym czasie najbardziej poszkodowane tereny i konsultował różne warianty rozwiązań z mieszkańcami. 

Te prace dobiegają końca. Jesteśmy blisko finału. Dlaczego to tyle trwało, to jest pytanie do Mateusza Morawieckiego. Przez 8 lat nie zrobiono tu kompletnie nic dla ochrony mieszkańców. Koryta rzek nie były czyszczone. Nie naprawiano murków oporowych, potwierdzają to burmistrzowie. Dlatego skala tej powodzi była tak ogromna. My przedstawimy kompleksowy, całościowy plan ochrony. Program będzie rozpisany na wiele lat, bo taka jest perspektywa inwestycyjna - powiedział w Lądku-Zdroju minister ds. odbudowy po powodzi Marcin Kierwiński.

Propozycje będą konsultowane z mieszkańcami

Gotowe propozycje mają być konsultowane z mieszkańcami. Poszkodowani niecierpliwie na nie czekają, bo obawiają się, że jeśli dojdzie do wywłaszczeń, zmarnują wszystkie zainwestowane w remonty pieniądze. Wielu z nich odkłada prace na wiosnę i żyje w zawieszeniu, śpiąc na łóżkach z palet, w gołych murach. Boją się też, że zostaną zmuszeni do zwrotu świadczeń. 

Minister Kierwiński stanowczo zaprzecza. Jestem przekonany, że do takich sytuacji nie dojdzie, nikt nie będzie musiał oddawać pieniędzy - obiecał w Stroniu Śląskim.

Mieszkańcy Radochowa tym razem nie protestują

Pod uwagę brane są różne warianty. Niektóre zakładają wywłaszczenia, ale jak zapewnia minister Kierwiński - będą ograniczane do minimum i będą dobrowolne. 

Gdybyśmy chcieli przenieść mieszkańców, którzy mieszkają w zagrożonych, czerwonych strefach, musielibyśmy przeprowadzić całe miasta i wioski, które leżą przy samej rzece. Chcemy spowodować, aby były bezpieczne - tłumaczył w rozmowie z RMF FM. 

Mieszkańcy mają na razie mieszane uczucia. Niektórzy mieli wręcz nadzieję, że dojdzie do wysiedleń. Nie wyobrażam sobie, żeby przeżyć to kolejny raz. Jestem już w takim wieku, że nie mam sił znowu się odbudowywać. Gdyby ktoś zaproponował mi dom, czy działkę w okolicy, na górce, w bezpiecznym miejscu, to bym się zgodził. Boję się, że przy kolejnej powodzi urwie mi ścianę, popłynie mi cały dobytek, a my razem z nim. We wrześniu miałem w domu wody po sufit - mówi jeden z mieszkańców Lądka-Zdroju. 

Zbiornik retencyjny powstał kilka lat temu m.in w Raciborzu i uratował w zeszłym roku Wrocław czy Opole. W  1997 roku, kiedy go nie było, oba miasta zostały bardzo zniszczone. 

W 2019 podobny zbiornik miał powstać w Radochowie koło Stronia Śląskiego, ale wtedy nie zgodzili się na niego mieszkańcy. Dostaliśmy wtedy słabe oferty, nikt nam na przykład nie zaproponował działki, kwoty za domy nie były adekwatne - wyjaśniła RMF FM sołtys wsi Agnieszka Rygielska. 

Trzeba odrobić lekcję z komunikacji

Prof. Janusz Zaleski, który kieruje zespołem ds. zabezpieczeń po powodzi, liczy na to, że tym razem może być inaczej. Myślę, że mieszkańcy zostali bardzo boleśnie doświadczeni. Okazało się, że powódź z 1997 roku może się powtórzyć nie za 100 lat - woda do nich wróciła już w 2024 roku. Ja sądzę też, że wtedy przedstawiono jedynie słuszną opcję, nie pokazywano też skutków takiej decyzji, ile osób nadal pozostaje w zagrożonym terenie. Trzeba odrobić z mieszkańcami tę lekcję komunikacji i być lepiej przygotowanym - mówił reporterce RMF FM Martynie Czerwińskiej podczas spotkania z poszkodowanymi w Lądku-Zdroju. 

Poszkodowani z Radochowa przyznają, że tym razem są bardziej otwarcie na wszelkie propozycje. Do bloku się nie przeprowadzę, ale jeśli dostałbym dom, to nie widzę problemu, jestem gotów, bo trzeciej powodzi nie przeżyję - mówi pan Zdzisław. 

Prof. Zaleski dodaje, że doświadczenia raciborskie pokazują, że można wywłaszczyć całą wioskę bez żadnych sprzeciwów

Okazuje się, że jeśli przekonamy większość, to ci nieprzekonani idą za większością - mówił RMF FM. Pod uwagę brane są też mnie inwazyjne sposoby: udrożnianie rzek, naturalna retencja glebowa czy zagęszczanie lasów, w których dziś trwa wycinka. Żeby złapać tę wodę wcześniej, aby przechodząc przez miasta zmieściła się między bulwarami i tam, gdzie nie ma obwałowań - wyjaśnia profesor. Na to jest ogólna zgoda mieszkańców. 

Priorytetem jest też zabezpieczenie tamy w Stroniu Śląskim, której wał runął pod naporem wody. Tam prace już ruszyły. Wykonawca łata wielką wyrwę przegrodą z kamieni i betonu. Ma to częściowo przywrócić funkcję gromadzenia wody i zabezpieczyć okolicę przed wiosennymi roztopami. Docelowe rozwiązanie zostanie zaprezentowane razem z całym planem zabezpieczeń.

Opracowanie: