Pod lupę RMF FM bierzemy wielkosobotni zwyczaj z Dąbrowy Chotomowskiej w powiecie legionowskim na Mazowszu. W Wielką Sobotę ksiądz od ponad pięćdziesięciu lat święci pokarmy w jednym z domów przy ulicy Lipowej. Zwyczaj ten wpisany jest na Krajową listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego.

Gdy święcenie pokarmów przeniosło się do naszego domu, miałam dwadzieścia pięć lat. Wcześniej odbywało się w innym domu, u sąsiadki, pani Wilczyńskiej, która zmarła, była starszą osobą - opowiada naszemu reporterowi Grażyna Derlacz. Od tamtej pory każdego roku ksiądz w Wielką Sobotę tu przyjeżdża i święci pokarmy. Zmieniają się proboszczowie. Babcie, wnuczki przynoszą tu koszyczki. Rozkładam stół. I potem czekamy, przyjeżdża ksiądz, jest wspólna modlitwa. To szczególnie ważna tradycja dla młodych: jest wiele koszyczków, jedzenie. Ostatnio zmieściło się tu trzydzieści osiem koszyczków, jeszcze jest miejsce na kolejne. Przychodzą sąsiedzi z całej wsi - dodaje.

Równolegle w Dąbrowie Chotomowskiej święcenie pokarmów odbywa się tradycyjnie, w kościele. Ci, którzy mieszkają bliżej mnie i ulicy Lipowej w Dąbrowie Chotomowskiej, wiedzą, że mogą przyjść do mnie, bo ksiądz tu przyjedzie. Nowi mieszkańcy szybko się o tym dowiadują. Mój mąż wywieszał ogłoszenia, przez ponad czterdzieści lat był tu sołtysem - dodaje w rozmowie z RMF FM Grażyna Derlacz.

Niespodziewany gość w Wigilię. Kilkudziesięciu gości w Wielką Sobotę

Ta tradycja to dla mnie radość i zapowiedź, że w domu będzie dużo gości. Poza święceniem pokarmów, są rozmowy, życzenia, czasem ktoś zostaje na kawę, każdego roku kilkadziesiąt osób jest w domu. Wszystkie święcenia pokarmów, w ciągu ponad pięćdziesięciu lat, wydają się podobne do siebie. Pamiętam wyjątkowe święta, gdy było bardzo ciepło, było dużo dzieci, było wyjątkowo uroczyście. W ostatnich latach pandemia mocno przeszkodziła nam. Każdy przychodził w maseczce. Trzy lata temu święcenia nie było, poszliśmy pod kościół, niektórzy wyjmowali koszyk wielkanocny siedząc w samochodzie. To wszystko wróciło teraz, wróciło do mnie - opowiada pani Grażyna.

Ten zwyczaj sprawia, że jest inaczej niż w kościele - kameralnie, rodzinnie. Spotykamy się z sąsiadami, plotkujemy, ścieramy się w poglądach, składamy sobie życzenia. My znamy się pół wieku, dzieci razem wychowywaliśmy, chrzciliśmy, co roku razem święcimy koszyczki - opowiada jedna z sąsiadek pani Grażyny, która mieszka obok ulicy Lipowej w Dąbrowie Chotomowskiej. Wierzymy, że nasze dzieci będą kontynuować ten zwyczaj. Już deklarują, że będą to robić. Jesteśmy spokojni, że ten zwyczaj przetrwa. Ja tu chodziłam z babcią. I mam wrażenie, że koszyczki są podobne, te zawsze pokarmy, jajka w tym samym kolorze. Zmieniały się chyba tylko obrusy - opowiada.

"Najważniejszy jest duch i nastrój, nie miejsce"

Mieszkam tu od piętnastu lat. Byłem zaskoczony, że w Wielką Sobotę mam iść do sąsiada, a nie do kościoła. Od kilkunastu lat robię zdjęcia w Wielką Sobotę. Widać na nich, jak rosną dzieci, jak dorośleją, jak my się zmieniamy. Ten historyczny zwyczaj święcenia pokarmów w Wielką Sobotę zachował się tak blisko Warszawy. Wpadłem na pomysł, żeby zainteresować tym etnografów. Dzięki temu jest wpisany na krajową listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego. Dokumentuję ten zwyczaj - dodaje jeden z sąsiadów.

Najważniejszy jest Bóg, nie miejsce. Jest ksiądz, jest woda święcona, jest tak jak w kościele. Dla nas to prawdziwa Wielka Sobota. Bez tego zwyczaju, święta nie byłyby tak odświętne - podkreśla jedna z mieszkanek Dąbrowy Chotomowskiej w rozmowie z naszym reporterem.

Opracowanie: