Kilkanaście osób, w tym obywatele Ukrainy, protestowało w środę przed konsulatem Federacji Rosyjskiej w Gdańsku, w ramach akcji "Pożegnanie imperium". Protestujący ustawili przed budynkiem plastikowego białego konia z czerwonymi plamami, które miały symbolizować krew. Placówka zgodnie z decyzją polskiego MSZ do 23 grudnia musi zostać zamknięta, a jej pracownicy opuścić terytorium Polski.
- Chcesz być na bieżąco z wydarzeniami w kraju i na świecie? Wejdź na rmf24.pl.
Organizatorzy manifestacji, zapowiadając wydarzenie, podali, że ich cel to "symboliczne pożegnanie rosyjskiej placówki dyplomatycznej w Gdańsku oraz przypomnienie o zbrodniach wojennych, deportacjach i atakach na ludność cywilną, codziennie popełnianych przez współczesną Rosję w Ukrainie, a także o imperialnych apetytach państwa rosyjskiego, które stało się zagrożeniem dla pokoju w całej Europie, w tym w Polsce".
Przewodnicząca Oddziału Pomorskiego Związku Ukraińców w Polsce Marta Koval, jedna z organizatorek protestu, powiedziała, że żegnają pracowników placówki "bez żalu" i życzyła im "szczęśliwej, szerokiej drogi z powrotem do domu (...) jak najdalej od cywilizowanego świata".
Wyjaśniła, że protesty przed konsulatem organizowane były od 2014 roku, od aneksji Krymu przez Rosję. To nie jest placówka dyplomatyczna, to jest kwatera szpiegostwa i terroryzmu, dla których nie ma miejsca w świecie cywilizowanym i w świecie prawa - stwierdziła.
Protestujący ustawili przed budynkiem plastikowego białego konia z czerwonymi plamami, które miały symbolizować krew.
Koval powiedziała, że jest to koń trojański, i porównała go do konsulatu Federacji Rosyjskiej. To jest taki konik, który faktycznie nie pełni żadnej misji dyplomatycznej. Na cienkich, miękkich nóżkach wkracza do państwa, później w tym państwie zaczynają się dywersje, prowokacje, akcje terrorystyczne i w końcu wybucha wojna - powiedziała.
Protestujący trzymali transparenty z hasłami m.in.: "Polsko, dziękujemy za wsparcie" oraz "Wysadzenie torów = zagrożenie dla obywateli".
W trakcie protestu konsul generalny Rosji w Gdańsku Siergiej Semionow - w towarzystwie dwóch osób - opuścił budynek konsulatu tylnymi drzwiami. Nie chciał odpowiedzieć na pytania dziennikarzy.
19 listopada br. szef MSZ Radosław Sikorski poinformował, że podjął decyzję o wycofaniu zgody na funkcjonowanie rosyjskiego konsulatu w Gdańsku w odpowiedzi na rosyjskie akty dywersji wymierzone w linie kolejowe w Polsce. Zgodnie z informacjami polskiego MSZ do północy 23 grudnia br. rosyjski konsulat w Gdańsku musi zostać zamknięty, a jego pracownicy muszą opuścić terytorium Polski.
W odpowiedzi na działania strony polskiej, Ministerstwo Spraw Zagranicznych Rosji 27 listopada wezwało na rozmowę polskiego ambasadora Krzysztofa Krajewskiego i poinformowało o zamknięciu 30 grudnia Konsulatu Generalnego RP w Irkucku.
Na początku grudnia z budynku konsulatu przy ul. Batorego w Gdańsku wynoszone były kartony, zapakowane przedmioty i obrazy.
Rosyjscy dyplomaci zajmowali konsulat od czasów powojennych. W 1951 roku Polska Ludowa i Związek Radziecki podpisały umowę o nieodpłatnym korzystaniu z budynku. Po upadku ZSRR nieruchomość przeszła na własność Skarbu Państwa.
Tymczasem Rosjanie przez dekady traktowali willę przy ul. Batorego jak swoją własność. Nie płacili za użytkowanie budynku - mimo że od 2013 r. miasto zaczęło naliczać opłaty zgodnie z wytycznymi MSZ. Konsulat nie regulował należności i nie odpowiadał na wezwania.
Gdańsk oszacował zaległości za lata 2013-2023 na ok. 5,5 mln zł, a wraz z odsetkami na kolejne 3 mln zł. Sprawa trafiła do sądu, który nakazał Rosji zapłatę blisko 400 tys. zł za część zaległych opłat.


