Przez 8 dni strażacy prowadzili akcję w rejonie spalonego składowiska nielegalnych odpadów w Siemianowicach Śląskich. Najpierw gasili tam pożar, a potem dogaszali pogorzelisko. Śledztwo w sprawie tego ogromnego pożaru toczy się od kilku dni.

W akcję zaangażowanych było ponad 600 strażaków, w tym z jednostek ochotniczych. Powierzchnia terenu objętego pożarem wynosiła 6 tys. metrów kwadratowych.

Po zakończeniu swojej akcji strażacy mogli przekazać teren policji.

Śledztwo formalnie toczy się od kilku dni. Wątki są dwa. Pierwszy dotyczy samego pożaru, który stanowił zagrożenie dla wielu osób i mógł spowodować ogromne straty. Drugi wątek tego śledztwa dotyczy składowania w tym miejscu odpadów, co też może stanowić zagrożenie. Wstępnie ustalono, że znajdowały się tam m.in. ropopochodne substancje, farby, rozpuszczalniki czy plastik - relacjonuje reporter RMF FM Marcin Buczek.

Jak ustalił reporter RMF FM, 5 lat temu miejscy urzędnicy sprawdzali to miejsce. Już wtedy stwierdzono nieprawidłowości, informacje przekazano policji. Prokuratura w Siemianowicach w 2020 roku rozpoczęła śledztwo. Ostatecznie ten wątek przekazano jednak prokuraturze regionalnej w Katowicach, która w całości zajmowała się sprawą tzw. mafii śmieciowej.

To postępowanie nadal się toczy, a zarzuty, z których część dotyczy właśnie składowiska w Siemianowicach, dotąd postawiono już ponad 70 osobom.

Opracowanie: