Poznańska prokuratura poleciła policji ustalenie miejsca pobytu przedstawicieli spółki, która miała oszukać fundację "Ukraiński Ród", nie dostarczając zamówionego oraz zapłaconego paliwa dla ukraińskiego wojska i organizacji humanitarnych. Chodzi o oszustwo na kwotę 40 tysięcy euro. Znamy nowe szczegóły dotyczące śledztwa wszczętego w tej bulwersującej sprawie.

Jak informuje reporter RMF FM Krzysztof Zasada, okazało się, że adres w jednym z biurowców w centrum Poznania podany podczas negocjacji i w dokumentach transakcyjnych, to jedynie adres do korespondencji. Siedziby spółki tam nie ma. Nie ma też żadnego kontaktu z jej prezesem. Urwał się w chwili przelewu 40 tysięcy euro za pierwszy z zamówionych dziesięciu transportów paliwa.

Policja ma znaleźć szefa spółki i jej pracowników, a na razie prokuratura skupiła się na zbieraniu dowodów. Ma już dokumentację feralnej transakcji oraz korespondencję sprzed zawarcia umowy.

Planowane są przesłuchania świadków, a także ukraińskiego szefa poszkodowanej firmy, która działała w imieniu fundacji. Jeśli natomiast - jak usłyszał nasz reporter - nie uda się odnaleźć prezesa polskiej spółki, a będą podstawy, by stawiać mu zarzuty, nie jest wykluczone wysłanie za nim listu gończego.

Transport nie dotarł do Lwowa

Ukraińska firma, działająca w imieniu fundacji, zamówiła w poznańskiej firmie 10 transportów paliwa. Dostawca chciał opłatę "z góry", jednak Ukraińcy zdecydowali, że zapłacą najpierw za jeden samochód i gdy wszystko będzie w porządku - sfinansują resztę kontraktu. Czas na realizację dostawy wyznaczono w umowie na 5 dni. Minął ponad miesiąc, a transport nie dotarł do Lwowa.

Paliwo dla wojska i działań humanitarnych nie dojechało. To miał być pierwszy samochód z zamówionych dziesięciu. Teraz wszystko stoi. Mamy duży problem - powiedział reporterowi RMF FM Andrij Sawa z fundacji "Ukraiński Ród".

Firma i fundacja próbowały kontaktować się z dostawcą. Najpierw zapewniał, że transport dotrze, ale stanie się to kilka dni później. Potem opóźnienie tłumaczył kłopotami z samochodami, następnie argumentował, że brakuje dokumentów. Ostatecznie kontakt z firmą się urwał.

Ani pieniędzy, ani paliwa

Andrij Sawa od wielu lat współpracuje z Polską i polskimi fundacjami. Prowadzi między innymi wymiany wakacyjne dzieci. Organizuje ich wypoczynek w naszym kraju. W czasie wojny w Ukrainie organizuje też wyjazdy rannych ukraińskich żołnierzy na leczenie do Polski. Do tej pory nie miał żadnych problemów polskimi partnerami.

Dziś trudno mi sobie wyobrazić, że tak mogło się stać, że w Unii Europejskiej zapłaciliśmy oficjalnie pieniądze, otrzymaliśmy fakturę i zostaliśmy oszukani - mówił Sawa, dodając: nie ma ani pieniędzy, ani paliwa.

Opracowanie: