Już w piątek w Teatrze Starym w Krakowie kolejna premiera - tym razem to "Salome" Oscara Wilde'a. W tym dramacie niepokojąco odbija się współczesny świat, dotknięty pandemią dezinformacji, fake newsów i teorii spiskowych, podzielony na skazane na brak porozumienia plemiona, dla których poglądy stają się kwestią wiary, a nie rozumu.

Wilde posłużył się biblijną opowieścią, by odmalować poczucie końca świata i niepokojących genderowych przemian schyłku XIX wieku. W królestwie Heroda ścierają się religijne frakcje, a każda z nich zażarcie broni swojej wizji świata, swoich wartości i swojego boga. Za murami pałacu narodził się najbardziej radykalny ruch, który żąda obalenia starego porządku. Orędownikiem nowej religii jest prorok Jokanaan - więzień króla Heroda. Na ulicach szerzą się frustracja i zdezorientowanie, jedni domagają się kary dla bluźniercy, inni chcą uwolnienia świętego przywódcy. W pałacu zaś panuje bezwład i całkowity paraliż decyzyjny, trwa smutny bankiet, na którym król-zbrodniarz, coraz bardziej oderwany od rzeczywistości, zmaga się ze swoimi upiorami - czytamy w zapowiedzi sztuki "Salome".

Spektakl jest nieszablonową powieścią emancypacyjną, opowieścią o wybijaniu się na niezależność. Jest też na swój sposób, taki metaforyczny, nie publicystyczny, jest opowieścią polityczną, to znaczy opowieścią o świecie i o państwie, w którym panuje inercja, paraliż i bezwład, które wymyślił sobie Oscar Wilde - król Herod. Wilde jest w gruncie rzeczy postacią mało znaną w Polsce, jeżeli już to znamy portret Doriana Greya, jego dramaty są znane rzadko, były kiedyś komedie, ale przestały być wystawiane. "Salome" to, można powiedzieć, jest chyba najbardziej eksperymentalny jego tekst, bo jego wystawieniu towarzyszyły skandale, było wiele przeróbek. To wszystko budziło i kontrowersje, i wątpliwości, ale dawało ciekawy rezultat. To jest dziwny tekst, ale bardzo interesujący. To powieść, która jest aktualna, bo wpisuje się w szeroki nurt opowieści emancypacyjnych, a tu nie ma łatwych rozwiązań - mówi reżyser sztuki, Kuba Kowalski.

Tytułowa Salome w skrajnie materialistycznym świecie, w jakim przyszło jej żyć, poszukuje doświadczenia duchowego, nadającego życiu sens. I znajduje go w niemożliwej miłości do proroka. Finałowe krwawe żądanie Salome, z którego słynie, zdaje się być gestem nadania sobie sprawczości, wybiciem się na niezależność - jest jednak gestem destrukcyjnym i autodestrukcyjnym. "Each man kills the thing he loves" - napisał Wilde w swoim ostatnim wierszu. I podobnie wieloznaczna i wymykająca się szufladkom jest jego bohaterka.

W dramacie Wilde'a niepokojąco odbija się współczesny świat, dotknięty pandemią dezinformacji, fake newsów i teorii spiskowych, podzielony na skazane na brak porozumienia plemiona, dla których poglądy stają się kwestią wiary, a nie rozumu.

Opracowanie: