"Nie komentujemy spekulacji" - tak odpowiada Ministerstwo Kultury zapytane o sprawę legendarnego niemieckiego pociągu, który miał zostać odnaleziony na Dolnym Śląsku. Do starosty powiatowego w Wałbrzychu zgłosiło się dwóch mężczyzn, którzy twierdzą, że wiedzą gdzie jest wypełniony kosztownościami pociąg z czasów II wojny światowej. W zamian za wskazanie miejsca chcą jednak znaleźne, w wysokości 10 procent wartości skarbów znajdujących się w pociągu. Komu należy się takie znaleźne?

"Nie komentujemy spekulacji" - tak odpowiada Ministerstwo Kultury zapytane o sprawę legendarnego niemieckiego pociągu, który miał zostać odnaleziony na Dolnym Śląsku. Do starosty powiatowego w Wałbrzychu zgłosiło się dwóch mężczyzn, którzy twierdzą, że wiedzą gdzie jest wypełniony kosztownościami pociąg z czasów II wojny światowej. W zamian za wskazanie miejsca chcą jednak znaleźne, w wysokości 10 procent wartości skarbów znajdujących się w pociągu. Komu należy się takie znaleźne?
Zdj. ilustracyjne / ANDY RAIN /PAP/EPA

Zgodnie z polskim prawem wypłata znaleźnego zależy od tego, czy znalezione rzeczy zostaną zakwalifikowane jako zabytki.  Zgodnie z odpowiednią ustawą, starosta powiatowy w ciągu 7 dni od zgłoszenia sprawy powinien przekazać ją wojewódzkiemu konserwatorowi zabytków, ten ma kolejny tydzień, by dokonać ekspertyzy.

Druga sprawa to kwestia poszukiwań - czy w ogóle były prowadzone i czy zgodził się na nie konserwator. Według przedstawiciela domniemanych znalazców pociągu wszystkie formalności zostały dopełnione.  Jeśli rzeczywiście tak było, to znalazcom rzeczywiście przysługuje 10-procentowe znaleźne, którego żądają.

W Wielkiej Brytanii sprawę znaleźnego reguluje ustawa z 1996 roku. Prawo do zatrzymania skarbu posiada właściciel ziemi, na której został on znaleziony. Zazwyczaj jednak poszukiwacze najpierw podpisują umowy ustalające procentowo podział majątku, a dopiero potem uruchamiają wykrywacze metalu. Przy czym każdy znaleziony skarb musi w ciągu 2 tygodni zostać zgłoszony stosownym władzom, a prawo do jego pierwokupu zawsze posiadają muzea. Dopiero w przypadku, gdy nie dojdzie do takiej transakcji, znalezione przedmioty pozostają w rękach prywatnych. 

Oto brytyjskie definicje skarbu: monety starsze niż 300 lat w liczbie co najmniej 10 sztuk; dwa prahistoryczne metalowe przedmioty, powiązane ze sobą; 300-letnie znalezisko zawierające co najmniej 10 proc. srebra lub złota; przedmioty wykonane ze srebra lub złota, starsze niż 300 lat, które zostały celowo ukryte do czasu, gdy ustalenie ich spadkobierców będzie niemożliwe.

We Francji odkrywcy skarbu należy się połowa jego wartości - druga połowa właścicielowi terenu, na którym został znaleziony. Warunkiem jest, że cenne przedmioty odkryte zostały przypadkowo i - co najważniejsze - nie można ustalić, kto był ich prawowitym właścicielem.

Jeżeli wiadomo, kto jest prawowitym właścicielem odnalezionych dzieł sztuki, czy innych cennych przedmiotów - chodzić może o osobę prywatą, muzeum, czy po prostu francuskie państwo - to prawo nie przewiduje żadnej finansowej gratyfikacji. Właściciel może wyrazić swoją wdzięczność dając znalazcy pewną sumę pieniędzy, ale nie jest to obowiązkowe.

Do tego we Francji generalnie nie warto być poszukiwaczem skarbów. Jeżeli ustalone zostanie, że cenne przedmioty nie zostały odkryte przypadkowo, tylko w ramach celowych poszukiwań, znalazca również nie może liczyć na żadne pieniądze, nawet jeżeli nie można ustalić, do kogo one należały. Skarb przechodzi wtedy na własność właściciela terenu.

(j., mpw)