Japończyk Ryoyu Kobayashi znalazł się w sytuacji, w jakiej przed laty byli już dwaj jego rodacy: Yukio Kasaya i Kazuyoshi Funaki. Jego poprzednicy wygrali konkursy w Oberstdorfie, Garmisch-Partenkirchen i Innbrucku, ale w Bischofshofen przegrali. Postawienie tego ostatniego kroku w Turnieju Czterech Skoczni jest bardzo trudne. Komplet zwycięstw w jednej edycji mają na swoim koncie jedynie Sven Hannavald i Kamil Stoch.

Już w drugiej edycji Turnieju Czterech Skoczni zwycięstwa w trzech kolejnych konkursach kolekcjonował nieżyjący już Norweg Olaf Bjorn Bjornstad. W Bischofshofen znalazł się jednak 3. miejscu. Mimo to Bjornstad okazał się najlepszy w całej imprezie.

W sezonie 1958/59 identyczna sytuacja była udziałem skoczka z Niemiec Helmuta Recknagela. To postać znana fanom skoków - mistrz olimpijski, 3-krotny triumfator Turnieju Czterech Skoczni. 60 lat temu zaczął kolekcjonować zwycięstwa. W Bischofshofen nie zmieścił się nawet w czołowej "10", ale mimo poniesionych strat w klasyfikacji generalnej zachował bezpieczną przewagę nad rywalami. 

Już rok później swoistej klątwy Bischofshofen doznał Max Bolkart - kolejny niemiecki skoczek. Poszczególne zwycięstwa odnosił z bardzo małą przewagą (tylko 0,4 punktu w Ga-Pa), by na zakończenie zmagań zająć 5. lokatę. To pozwoliło mu wygrać turniej z niespełna czterema punktami zapasu nad Austriakiem Albinem Plankiem.

Norweski pech

Klątwa spadła też na Norwegów. Toralf Engan po trzech wygranych konkursach z rzędu zdołał utrzymać przewagę nad rywalami i wygrać 11. edycję Turnieju Czterech Skoczni w sezonie 1962/63. Każde ze zwycięstw było przekonujące, przewaga wyraźna i 4. miejsce w Bischofshofen nie mogło już zmienić sytuacji na korzyść rywali.

Również rodak Engana, Bjorn Wirkola, który łącznie trzy razy triumfował w Turnieju, potrafił wygrać trzy konkursy z kolei. W sezonie 1968/69 walczył dzielnie z grupą skoczków z bloku wschodniego. W Bischofshofen pokonał go Jiri Raska, ale Wirkola nie musiał się martwić niewielką porażką, bo miał dużą przewagę punktową nad rywalami.

Przełom

Wreszcie w sezonie 1971/72 sytuacja się zmieniła. Zwycięzca trzech pierwszych konkursów nie wygrał całego Turnieju. Japończyk Yukio Kasaya zrezygnował z przyjazdu do Bischofshofen. Być może zdawał sobie sprawę, że i tak ktoś go pokona? Powód był inny - zbliżające się igrzyska olimpijskie w Sapporo. Kasaya zdobył tam złoto na skoczni K-70, ale na większym obiekcie wygrał Wojciech Fortuna. Turniej Czterech Skoczni padł z kolei łupem Norwega Ingolfa Morka, który nie wygrał żadnego z konkursów.

Przez ponad dwie kolejne dekady nikt nie był w stanie wygrać kolejno w Oberstdorfie, Garmisch-Partenkirchen i Innsbrucku. Dopiero w sezonie 1997/98 zrobił to nienaganny technicznie Kazuyoshi Funaki. Odżyły wspomnienia związane z Kasayą. Funaki do Bischofshofen oczywiście pojechał, choć tym razem było to przed igrzyskami w Nagano. Japończyk cały Turniej wygrał bez problemów, ale presja na jego zakończenie okazała się duża. Z wygranych zawodów cieszył się Sven Hannavald. Co istotne Funaki zdobył niedługo później dwa olimpijskie złota w Nagano - indywidualnie i w drużynie.

A Hannavald? Podczas 50 edycji Turnieju (sezon 2001/2002) zrobił to co wydawało się wręcz niemożliwe. Wygrał jako pierwszy wszystkie cztery konkursy. Ten ostatni o włos, przed Finem Mattim Hautamaekim. Trzy lata później w ślady Niemca chciał pójść wybitny zawodnik - Janne Ahonen, który łącznie pięciokrotnie wygrał Turniej Czterech Skoczni. Wszystko układało się idealnie, ale w Bischofshofen wygrał Austriak Martin Hoellwarth.

Jako ostatni - przed rokiem z bagażem ogromnej presji, po trzech wygranych konkursach, do Bischofshofen jechał Kamil Stoch. Norweg Anders Fannemel postawił twarde warunki, ale Stoch potrafił utrzymać pozycję lidera, którą wywalczył po 1. serii.

Blisko 70-letnia historia Turnieju Czterech Skoczni to zatem łącznie 10 historii skoczków, którzy spróbowali zdobyć komplet zwycięstw w czterech konkursach. Udało się tylko dwóm z nich. To pokazuje jak takie pozornie niezbyt trudne zadanie dla będącego w wysokiej formie sportowca okazuje się jednak wyjątkowo trudne.

Ryoyu Kobayashi jest 11 skoczkiem, który w glorii wielkiego faworyta usiądzie na belce startowej w Bischofshofen. Na razie wydaje się, że nic nie jest w stanie wybić go z rytmu. Ale czy poradzi sobie z takim zadaniem? Stoch i Hannavald przyznawali w wywiadach, że ten ostatni krok jest bardzo kosztowny. Szczególnie pod względem mentalnym. Co Kobayashi pokaże w Bischofshofen? Pokażą to dzisiejsze kwalifikacje i oczywiście niedzielny konkurs.

Wygrali Turniej Czterech Skoczni z kompletem zwycięstw: Sven Hannavald (2001/2002), Kamil Stoch (2017/2018)

Nie wykorzystali szansy w Bischofshofen: Olaf Bjorn Bjornstad (1953/54), Helmut Recknagel (1958/59), Max Bolkart (1959/60), Toralf Engan (1962/63), Bjorn Wirkola (1968/69), Yukio Kasaya (1971/72 - nie wystąpił w Bischofshofen), Kazuyoshi Funaki (1997/98), Janne Ahonen (2004/05)

Autor: Patryk Serwański

Opracowanie: Nicole Makarewicz