Polscy kibice - nie tylko biegów narciarskich - mocno zaciskają kciuki: w Lahti Justyna Kowalczyk wyruszyła na trasę biegu na 10 km techniką klasyczną, by walczyć o medal mistrzostw świata! To jej koronna konkurencja: właśnie w niej trzy lata temu w Soczi, biegnąc z pękniętą kością stopy, zdobyła olimpijskie złoto. Teraz właśnie temu startowi podporządkowała całe przygotowania. O medal nie będzie jednak łatwo. Fińskie MŚ są pierwszą od lat dużą imprezą, na którą Kowalczyk nie pojechała w roli żelaznej faworytki.

Polscy kibice - nie tylko biegów narciarskich - mocno zaciskają kciuki: w Lahti Justyna Kowalczyk wyruszyła na trasę biegu na 10 km techniką klasyczną, by walczyć o medal mistrzostw świata! To jej koronna konkurencja: właśnie w niej trzy lata temu w Soczi, biegnąc z pękniętą kością stopy, zdobyła olimpijskie złoto. Teraz właśnie temu startowi podporządkowała całe przygotowania. O medal nie będzie jednak łatwo. Fińskie MŚ są pierwszą od lat dużą imprezą, na którą Kowalczyk nie pojechała w roli żelaznej faworytki.
Justyna Kowalczyk podczas treningu dzień przed biegiem na 10 km stylem klasycznym na MŚ w Lahti /Grzegorz Momot /PAP

Pierwszy start na mistrzostwach w Lahti podopieczna Aleksandra Wierietielnego ma już za sobą: w niedzielę razem z Eweliną Marcisz pobiegła w sprincie drużynowym techniką klasyczną. Polki zdołały awansować do finału, a w nim zajęły przedostatnie, dziewiąte miejsce. Dla Kowalczyk jednak występ ten - którego początkowo nawet nie planowała - miał być tylko przetarciem przed najważniejszym startem w sezonie. "Przetarcie" wysłało rywalkom i kibicom jasny sygnał: Polka jest w dobrej formie.

Do MŚ w Lahti Kowalczyk przygotowywała się - z powodu kłopotów zdrowotnych - inaczej niż zwykle. W obecnym sezonie tylko siedem razy stanęła na starcie zawodów Pucharu Świata. Przez dwa miesiące, od początku grudnia do początku lutego, nie pojawiała się na pucharowych trasach, a zdecydowała się na taki krok, by uniknąć rywalizacji techniką dowolną, która nie służy jej kolanu.

Zmagania w Pucharze Świata podopieczna Aleksandra Wierietielnego zastąpiła zawodami niższej rangi i obozami przygotowawczymi - m.in. w Lahti i Soczi.

Do rywalizacji w PŚ wróciła 3 lutego w południowokoreańskim Pjongczang: zajęła wówczas czwarte miejsce w finale sprintu techniką klasyczną, a dzień później triumfowała w biegu łączonym 7,5+7,5 km. Wysokie lokaty Polka wywalczyła jednak pod nieobecność m.in. czołowych zawodniczek z Norwegii, Finlandii i Szwecji, które rywalizowały w tym czasie w mistrzostwach swoich krajów. W Korei zabrakło w sumie aż 25 najlepszych w klasyfikacji generalnej PŚ zawodniczek.

Prawdziwym sprawdzianem formy, w starciu z najlepszymi, był więc dla naszej narciarki rozegrany 19 lutego bieg na 10 km "klasykiem" w estońskim Otepaeae. Na starcie tych zawodów nikogo ważnego nie zabrakło, a Kowalczyk długo biegła tak, że można było liczyć na podium. W końcówce niestety bardzo osłabła, ale na mecie stawiła się z piątym czasem. Do zwyciężczyni - Norweżki Marit Bjoergen - straciła minutę i 17,7 sekundy, a do jej rodaczki Heidi Weng, trzeciej w tych zawodach - 22,5 sekundy.

Czy dzisiaj zdoła zniwelować te różnice i sięgnąć po medal? Bjoergen widzi ją w gronie faworytek.

W tym biegu poza mną wystartuje jeszcze kilka silnych zawodniczek i - według mojej oceny - aż siedem jest w stanie walczyć o zwycięstwo i miejsca na podium. Jest to nasza czwórka (Bjoergen i trzy pozostałe Norweżki: Heidi Weng, Ingvild Flugstad Oestberg i Astrid Uhrenholdt Jacobsen - red.) oraz Charlotte Kalla, Krista Parmakoski i Justyna Kowalczyk - stwierdziła utytułowana 37-latka w wywiadzie dla telewizji NRK.

Wątpliwości co do możliwości Kowalczyk nie ma również prof. Szymon Krasicki, były trener biegów narciarskich i promotor pracy doktorskiej zawodniczki z Kasiny Wielkiej.

Jestem przekonany, że mimo zupełnie innych przygotowań niż we wcześniejszych latach, kiedy do dużej imprezy szykowała się przez częste starty w Pucharze Świata, będzie się we wtorek liczyła w walce o podium. Wiemy, że Justyna na starcie staje po to, aby być jak najlepszą - podkreślał prof. Krasicki w rozmowie z Polską Agencją Prasową.

Przypomniał bieg na 10 km stylem klasycznym na igrzyskach olimpijskich w Rosji przed trzema laty, kiedy w sięgnięciu po olimpijskie złoto nie przeszkodziła Kowalczyk nawet... pęknięta kość stopy.

Po Soczi mówiła, że gdyby meta była jakieś 100, 150 metrów dalej, to już by dalej nie dobiegła, bo to był kres jej możliwości. To świadczy o tym, jak ona potrafi zmobilizować się do takiego krańcowego wysiłku - zaznaczył.

A 10 km "klasykiem" to koronna konkurencja podopiecznej Aleksandra Wierietielnego. Właśnie w niej zdobyła swój pierwszy medal mistrzostw świata: 19 lutego 2009 roku w Libercu sięgnęła po brąz, a dwa lata później w Oslo zawiesiła na szyi srebrny krążek. W niej również odniosła aż 17 z 50 swoich dotychczasowych zwycięstw w zawodach Pucharu Świata. To po przebiegnięciu 10 km techniką klasyczną cieszyła się z pierwszego w karierze pucharowego podium - 7 stycznia 2006 roku w Otepaeae była trzecia - i z pierwszego zwycięstwa w zawodach tej rangi - 27 stycznia 2007 w tej samej estońskiej miejscowości.

Przed dzisiejszym startem ani o swoich szansach na medal, ani o najgroźniejszych rywalkach Justyna Kowalczyk nie chciała mówić. Krótko tylko stwierdziła: Jest siedem bardzo dobrych dziewczyn, a które zdobędą medale - zobaczymy we wtorek. Skupiam się przede wszystkim na tym, abym zaprezentowała to, co najlepiej potrafię.

(e)