Dziś polscy hokeiści zmierzą się z reprezentacją Węgier w meczu "o wszystko" w turnieju preeliminacyjnym do igrzysk olimpijskich w Pjongczang. Zwycięzcy awansują do finałowej fazy kwalifikacji. Jak szansę naszych ocenia Wiesław Jobczyk, były reprezentant Polski w hokeju? "Bardzo profesjonalnie podchodzimy do tego turnieju i miejmy nadzieję, że go zakończymy zwycięsko" - mówi w rozmowie z reporterem RMF FM, Marcinem Buczkiem.

Dziś polscy hokeiści zmierzą się z reprezentacją Węgier w meczu "o wszystko" w turnieju preeliminacyjnym do igrzysk olimpijskich w Pjongczang. Zwycięzcy awansują do finałowej fazy kwalifikacji. Jak szansę naszych ocenia Wiesław Jobczyk, były reprezentant Polski w hokeju? "Bardzo profesjonalnie podchodzimy do tego turnieju i miejmy nadzieję, że go zakończymy zwycięsko" - mówi w rozmowie z reporterem RMF FM, Marcinem Buczkiem.
Polacy walczą o IO w Pjongczangu (na zdjęciu Mateusz Bryk) /TAMAS KOVACS /PAP

Marcin Buczek: Węgrzy to mocny przeciwnik?

Wiesław Jobczyk: Węgry to będzie najmocniejszy przeciwnik.

Można powiedzieć: jedna bramka w hokeju znaczy aż tyle, ale tak naprawdę znaczy niewiele.

Tak, o to właśnie chodzi. Jesteśmy już na takim etapie, że z tymi drużynami, które obijają się między grupą A, a grupą B - poniżej tych 16 najlepszych zespołów na świecie - gramy już praktycznie na równi. Brakuje nam tej kropki nad i, brakuje nam zwycięstwa nad nimi. Przegrywamy jedną czy dwoma bramkami.

Mistrzostwa świata niebawem w Polsce, ale to jednak igrzyska olimpijskie są chyba głównym celem.

Tak. Bardzo profesjonalnie podchodzimy do tego turnieju i miejmy nadzieję, że go zakończymy zwycięsko. Na pewno nie będzie łatwo, ale wreszcie musimy zacząć wygrywać z Węgrami, jeżeli będziemy chcieli awansować do grupy A.

Wszyscy sportowcy mówią, że mistrzostwa świata i mistrzostwa Europy są ważne wydarzenia, ale najważniejsza jest olimpiada. Dlaczego?

Dlatego, że się odbywa raz na cztery lata i gra tam niewiele zespołów. Muszę przyznać, że jest to prawdą. Sam miałem przyjemność uczestniczyć w trzech olimpiadach i to było fantastyczne przeżycie.

A bramki strzelone na olimpiadzie smakują inaczej?

Strzela się tak samo, ale smakują inaczej. Je się bardzo długo pamięta. Wszystkie wyniki pamięta się dłużej niż z mistrzostw świata, które odbywają się co roku. Taki niuans - jak dzisiaj sobie czytam, że reprezentacja Polski na igrzyskach olimpijskich w Innsbrucku w 1976 roku zajęła tylko 6. miejsce, to świetnie to brzmi, ale w tamtych latach to było za mało. A teraz cieszylibyśmy się tylko z udziału.

A którąś ze strzelonych bramek szczególnie pan zapamiętał?

Nie, ja nie mam takich momentów. Strzelałem tych bramek dość dużo, cieszyły mnie wszystkie, ale zawsze najbardziej cieszyły zwycięstwa drużynowe. Chociaż ja byłem predysponowany do tego, żeby strzelać bramki i ja za to odpowiadałem, więc było miło właśnie być na takiej pozycji. Bo bramkarz tak dobrze się nie ma.

Mówił pan o tym, że 6. miejsce byłoby teraz wręcz wymarzone dla polskiej reprezentacji. Co się stało, że teraz musimy się bić o tą elitę?

Po prostu zapomniano o młodzieży, zapomniano o szkoleniu. Ci starzy zawodnicy się z latami wykruszali, a młodzieży do tego nie było. Zmieniła się troszeczkę też mentalność naszej młodzieży - teraz jest coraz więcej wszystkiego, inne rozrywki. W moich czasach tego nie było - najważniejszym było to, żeby dostać się gdzieś do jakiejś reprezentacji, żeby można było wyjechać za granicę. Wtedy nie wszyscy mogli wyjeżdżać - to byli tylko aktorzy i sportowcy, którzy mieli ten przywilej. Ale żeby się dostać do tej elity, to trzeba było walczyć. To nie było takie proste i stąd były te wyniki. Poprzeczka była postawiona bardzo wysoko.

A teraz ta reprezentacja ma szansę na "przełamanie sportowe"?

Oczywiście, że tak. Już w tej chwili gramy z takimi drużynami, z którymi można wygrać. Jeżeli przejdziemy tę pierwszą grupę, co jest w tym momencie najważniejszym naszym zadaniem, to powinniśmy i musimy przejść Węgrów, żeby marzyć o czymś więcej. Następny turniej będzie we wrześniu i tam będziemy mieli drużyny z Danii, Ukrainy i Białorusi.

Brzmi dużo groźniej.

Brzmi już groźniej, nie mówiąc o tym, że te drużyny są lepsze od nas, one grają już przez wiele lat. Tam chyba nawet nie tylko Duńczycy będą, ale i Ukraina, Białoruś, Słowenia. Drużyny, z którymi możemy wygrać i powalczyć. To już nie jest taki duży przeskok między tymi drużynami, a reprezentacją Polski. Miejmy nadzieję, że jak przejdziemy ten pierwszy krok, to i będziemy się starali zrobić następny.

Ale co zrobić, żeby ta drużyna grała jeszcze lepiej, żeby wygrywała nawet z lepszymi od siebie?

Co zrobić? Po prostu drużyna ma być razem jak najdłużej i grać jak najwięcej meczy, bo tylko w bardzo dobrych spotkaniach można się wiele nauczyć. Nie da się tego nauczyć przed telewizorem, nie da się tego zrobić na treningach. Po prostu musimy grać z najlepszymi.

Po ostatnim meczu reprezentacji Polski z gwiazdami zagranicznymi z naszej ligi jeden z zawodników powiedział, że drużyna zostawia na lodzie serce i to już powinno wystarczyć - to wystarczy?

Nie, to jest za mało. Serce zostawiać to jest podstawa, wszyscy powinni tak robić. Jeżeli ktoś reprezentuje Polskę, dostaje koszulkę z orzełkiem, to już samo przez się wychodzi, że musi dać z siebie wszystko to, co ma, a nawet i więcej. Potrzebne są umiejętności, przede wszystkim kolektyw, gra zespołowa. To jest bardzo ważne, żeby się wkomponować do reprezentacji, żeby być z kumplami na ty - nie walczyć z nimi. Tylko kolektyw może osiągnąć sukces.

Czyli drużyna jest najważniejsza?

Tak, bo tu indywidualne rzeczy się nie liczą, to jest sport zespołowy. Jest piątka na lodzie, ale to nie tylko ta piątka, bo trzeba być też  związanym razem z kolegami z drugiej, z trzeciej, z czwartej piątki. Musi się tworzyć olbrzymi kolektyw, żeby odnosić sukcesy.

(abs)