"To niesamowity sukces" - mówi o awansie GKS Tychy do finału Pucharu Kontynentalnego Mariusz Czerkawski. Tyszanie zagwarantowali sobie prawo walki o tytuł po niedzielnym zwycięstwie nad ukraińskim zespołem HK Kremenczuk. Z byłym znakomitym hokeistą rozmawiał Jan Kałucki.

"To niesamowity sukces" - mówi o awansie GKS Tychy do finału Pucharu Kontynentalnego Mariusz Czerkawski. Tyszanie zagwarantowali sobie prawo walki o tytuł po niedzielnym zwycięstwie nad ukraińskim zespołem HK Kremenczuk. Z byłym znakomitym hokeistą rozmawiał Jan Kałucki.
Były hokeista ligi NHL Mariusz Czerkawski /Bartłomiej Zborowski /PAP

Jan Kałucki: Hokeiści GKS Tychy awansowali do turnieju finałowego Pucharu Kontynentalnego, to na początku wyjaśnijmy co to są za rozgrywki?

Mariusz Czerkawski: Puchar Kontynentalny, to dla porównania piłkarska Liga Europy. Jest Liga Mistrzów, gdzie występują Szwedzi, Finowie, Niemcy, czy Austriacy, ale są też drużyny w Europie które nie zakwalifikowały się do Ligi Mistrzów i rozgrywają Puchar Kontynentalny. Co ciekawe zwycięzca ma zagwarantowany udział w przyszłorocznej Lidze Mistrzów.

Awans mistrzów Polski to największy sukcesem polskiego hokeja od 23 lat?

Absolutnie. Jest to rzeczywiście niesamowity sukces. Tak jak Pan powiedział, czekaliśmy na to prawie ćwierć wieku. Po raz ostatni Unia Oświęcim w 1993 roku. Ale pamiętajmy, że to były zupełnie inne czasy. Wówczas hokej lepiej prosperował i był na zupełnie innej pozycji w Polsce i Europie. Tym bardziej tyszanie pokazali, że są bardzo dobrą drużyną. Zasłużenie zdobyli mistrzostwo Polski w zeszłym sezonie i sięgnęli po Superpuchar. Za każdym razem pokazują, że mają solidną drużynę i stać ich na tak wielkie osiągnięcie jak awans do turnieju finałowego Pucharu Kontynentalnego. Wygranie w drużyną białoruską i ukraińską, oraz minimalna porażka z ekipą z Francji można zaliczyć jako wielki sukces polskiego, a konkretnie tyskiego hokeja.

Apetyt rośnie w trakcie jedzenia, więc zastanówmy się czy tyszanie mają realne szanse na końcowy sukces?

Oczywiście jest drużyna włoska, która jak na razie świetnie sobie radzi. Jest też zespół z Danii, Francuzi i my. Wydaje mi się więc, że sprawa jest otwarta. Z jednej strony nie należymy do faworytów, ale należeliśmy też do nich fazie grupowej. Większość kibiców myślała bardziej o drużynie z Białorusi, gdzie hokej jest na bardzo wysokim poziomie i jest dotowany szerokim strumieniem przez państwo (wynika to z tego, że prezydent Aleksandr Łukaszenka jest wielkim fanem tej dyscypliny - przyp red. ). Tyszanie więc zrobili dużego psikusa. Zobaczymy co będzie na początku stycznia. Jeszcze nie wiadomo gdzie odbędzie się ten turniej finałowy. Z tego co wiem, prezydent Tych będzie się ubiegał oto, aby był rozegrany w Polsce. Mam nadzieję, że to się uda i wtedy wszyscy będziemy liczyli na coś, co byłoby świetnym prezentem noworocznym dla wszystkich kibiców.

Sukces ma wielu ojców, ale kto jest głównym architektem tego awansu?

Na początku trzeba podkreślić jak samo miasto podchodzi do hokeja i do sportu w ogóle. Sam klub też zabiega o sponsorów i co najważniejsze wykonuje tytaniczną pracę od młodzieży począwszy. Świetną pracę wykonuje Wojciech Matczak, który kiedyś był pierwszym trenerem GKS-u, dziesięć lat temu zdobył mistrzostwo Polski, a obecnie jest dyrektorem sportowym i odpowiada kadrowo za to co się w tym klubem dzieje. To jest na pewno jego wielka zasługa. Kiedyś był reprezentantem Polski, jest moim dobrym kolegą, z którym kilka lat grywałem w jednym ataku. Fantastyczna praca trenera, któremu zaufano prowadzenie tej drużyny. Jego ekipa jest już doświadczona, w której gra wielu reprezentantów Polski - to jest świadome i solidne budowanie marki GKS Tychy od wielu lat. To jest w końcu drużyna, która cały czas jest w czołówce tabeli hokejowej ligi w naszym kraju. A abstrahując od wszystkiego - cieszę się, że bardzo bo jestem związany z Tychami od wielu lat. To jest mój macierzysty klub, w którym zagrałem swój ostatni pożegnalny mecz. Także niezmiernie się z tego wszystkiego cieszę.


Jan Kałucki