"Zbyszek Bródka należy do ludzi, którzy potrafią zrobić coś z niczego" - mówi w rozmowie z RMF FM pierwszy trener polskiego panczenisty Mieczysław Szymajda. "Gdy się spotkamy, poproszę go, by powalczył cztery lata i zaliczył jeszcze jedne igrzyska" - dodaje.

Roman Osica: Pierwszy trener jest zawsze bardzo ważny dla zawodnika, jak pierwsza żona czy pierwszy szef. Pan się czuje ważny dla Zbigniewa Bródki?

Mieczysław Szymajda, pierwszy trener Zbigniewa Bródki: Na pewno jestem dla niego ważny, bo gdyby nie było naszej pracy tutaj, nie byłoby też tego medalu. Wiem, że Zbyszek wspomina o mnie i jestem z tego zadowolony.

A co mu pan powie, gdy się spotkacie?

Podam dłoń, uściskam, podziękuję... Poproszę, żeby powalczył cztery lata i zaliczył jeszcze jedne igrzyska. 

A jak to jest, że w kraju, gdzie nie ma krytego toru, są zawodnicy, którzy zdobywają złote medale na igrzyskach?

Nie wiem. Można robić coś z niczego. Zbyszek należy do takich ludzi. Przychodzi rano, trenuje, po prostu chce czegoś. Gdy widział, że wyniki rosną, to miał też wymagania w stosunku do mnie. Trzeba było kupować lepszy sprzęt, na którym można było uzyskiwać coraz lepsze wyniki. Buty sprowadzaliśmy z Nowej Zelandii. Stawałem na głowie, bo wiedziałem, że chłopcy chcą tego.