Ta informacja wstrząsnęła całym krajem. Równo rok temu, 12 października 18 osób zginęło w zderzeniu busa z ciężarówką koło Nowego Miasta nad Pilicą. Kierowca busa wiózł robotników, głównie swoich znajomych, do pracy w okolicznych sadach. Wyprzedzał inną ciężarówkę w gęstej mgle. Niestety, po tym wypadku z polskich dróg nie zniknęły przepełnione busy.

Informacja sprzed roku brzmiała tak niewiarygodnie, że sami nie mogliśmy w to uwierzyć. Kilkukrotnie dopytywaliśmy policjantów, czy na pewno chodzi o 18 ofiar. Niestety, ta najczarniejsza wersja się potwierdziła. Kierowca busa, mieszkaniec Żardek wiózł o świcie aż kilkunastu robotników, w większości swoich znajomych do pracy w sadach. W busie było tylko 6 siedzeń, więc pozostali siedzieli na podłodze, na drewnianych skrzyniach lub krzesłach. Kilka minut po godzinie 6 w gęstej mgle bus zaczął wyprzedzać cysternę. Przy prędkości 80-90 km/h zderzył się z nadjeżdżającą z naprzeciwka inną ciężarówką. Na miejscu zginęło 16 osób, dwie kolejne zmarły w szpitalu. Policjanci i ratownicy do końca życia zapamiętają to, co wtedy zastali na miejscu....

Prokuratura w Radomiu wczoraj umorzyła śledztwo w tej sprawie. Stało się tak, bo zdaniem śledczych winny spowodowania wypadku jest kierowca busa, który zginął. Nie udało się śledczym znaleźć kierowcy cysterny wyprzedzanej przez busa. Mimo że dysponowali nagraniem wideo z kamer monitoringu, na którym widać było ciężarówkę. Nie udało się jej jednak zidentyfikować.

Nasz reporter w rok po wypadku odwiedził miejscowości, z których pochodziły ofiary. Rodziny otrzymały pomoc finansową, zarówno od rządu, jak i samorządu, wciąż są pod opieką Caritasu. Pomagano także znaleźć pracę. Żadna z rodzin, do których dotarł nasz reporter nie skarżyła się, że zostawiono ich bez opieki. Dzisiaj na miejscu tragedii rodziny odsłoniły tablicę pamiątkową. Znalazły się na niej imiona i nazwiska wszystkich 18 ofiar tego tragicznego wypadku.

Rok po tym tragicznym wypadku postanowiliśmy sprawdzić, czy dzisiaj wciąż ludzie ryzykują życiem, byle tylko jak najtaniej dostać się do pracy. Z rozmów z mieszkańcami wsi i sadownikami, którzy ich zatrudniają wynika, że nikt już nie ryzykuje jazdy samochodami w kilkanaście osób. Usłyszeliśmy, że policja co jakiś czas kontroluje okolicę i nikt nie chce już ryzykować.

Niestety, dane z policji właśnie oraz z Inspekcji Transportu Drogowego pokazują, że nie udało się całkowicie wyeliminować takich sytuacji. Już kilkanaście dni po tragicznym wypadku koło Nowego Miasta ITD zatrzymywała busy przeładowane o 10 lub 12 osób. Tragicznie mogła skończyć się jazda autobusu, w którym inspektorzy doliczyli się 80 dzieci, choć mogło tym pojazdem podróżować najwyżej 40. Wydaje się, że ten niebezpieczny proceder udało się nieco ograniczyć, ale na pewno nie wyeliminować. Dzieje się tak, bo spora część mieszkańców wsi i miasteczek nie ma żadnej pracy i są zmuszeni do chwytania się tymczasowych prac, np. w sadach. Jeśli dochodzi do tego, że muszą do tej pracy dojechać kilkanaście bądź nawet kilkadziesiąt kilometrów, to często zdarza się, że ograniczając koszty jadą w kilkanaście osób ryzykując życiem. Najsmutniejsze jest, że do takiego ryzyka po prostu zmusza ich bieda.