Przeróbki pojazdów na własną rękę, przewożenie większej liczby pasażerów niż jest miejsc w aucie, przekraczanie dozwolonej prędkości - to według rzecznika Głównego Inspektora Transportu Drogowego Alvina Gajadhura najczęstsze przewinienia właścicieli i kierowców busów.

Po tragicznym wtorkowym wypadku, w którym zginęło 18 osób na drogi wyruszyły zmasowane kontrole inspektorów. Jednym z najczęściej powtarzających się zarzutów specjalistów jest zły stan techniczny pojazdów. Zatrzymywanych z tego powodu jest ok. 15 proc. dowodów rejestracyjnych. W przypadku autokarów turystycznych jest to ok. 7 proc., czyli dwa razy mniej - powiedział Gajadhur.

Tylko w tym tygodniu policja kilkakrotnie zatrzymała busy przewożące nawet dwukrotnie więcej pasażerów, niż miały miejsc. Kontrole na drogach Dolnego Śląska z tego tygodnia wykazały to w kilku przypadkach - w jednym busie mogło jechać 18 osób, a jechało 29, w kolejnym też mogło jechać 18, a jechało 24. Ale ten problem jest od dawna znany i dość duży. Zdarzają się takie przypadki, że w busie może jechać 25 osób, a jedzie 40 - dodał rzecznik.

Problemem są przewoźnicy, działający w szarej strefie, bez licencji, zezwoleń, bez kas fiskalnych. Odbywa się to często za aprobatą pasażerów. Kiedy zatrzymujemy takiego busa, podróżni mówią na przykład, że są rodziną albo znajomymi i jadą na przykład na chrzciny czy na wesele - twierdzi Gajadhur.

"Grzechem" kierowców busów jest też nadmierna prędkość. Swego czasu przeprowadziliśmy eksperyment na trasie Warszawa-Lublin. Przedsiębiorcy mieli wydane zezwolenia, w których były zatwierdzone rozkłady jazdy. Według nich, tę trasę można było pokonać w 2 godz. 30 min. Udowodniliśmy, jadąc za takim busem z wideorejestratorem, o czym kierowca był uprzedzony, że nie łamiąc przepisów tę trasę przejeżdża się w ponad 3 godz. Część przewoźników już zweryfikowało rozkłady - powiedział rzecznik.