Cztery osoby poszkodowane w wyniku wypadku polskiego autokaru w Niemczech nadal są w bardzo poważnym stanie - poinformował w Berlinie Donald Tusk. Dodał, że na razie nie ma pewności, że liczba ofiar śmiertelnych nie wzrośnie. Premier odwiedził rannych w wypadku polskiego autobusu pod Berlinem, którzy trafili do szpitala Hedwigshoehe w berlińskiej dzielnicy Gruenau.

W tej chwili możemy tylko powiedzieć, że mamy nadzieję, że nikt więcej życia nie straci - powiedział Donald Tusk. Premier dodał, że polskie władze i służby dyplomatyczne udzielą poszkodowanym i krewnym ofiar wszelkiej pomocy. Chcemy zadbać, by wszyscy mieli poczucie bezpieczeństwa - zapewnił. Po pierwszym raporcie od premiera Brandenburgii i służb mogę powiedzieć, że jeśli chodzi o kwestie pomocy, ratunku - to jest bez zarzutu - zaznaczył.

Pytany o poszkodowanych, mówił, że są w szoku, są załamani ilością ofiar. To była jedna grupa przyjaciół, znajomych z jednego środowiska, więc przeżywają bardzo - dodał premier. Ci pacjenci, których miałem okazję obejrzeć, nie są w złym stanie, opuszczą szpital po kilku godzinach. Sami uważają opiekę w tym szpitalu za bardzo przyjazną i fachową - mówił. Na razie chcemy - polska ambasada, przy pomocy naszych kolegów niemieckich - zadbać o to, by wszyscy w szpitalach mieli pełne poczucie bezpieczeństwa. Po wyjściu ze szpitala będą pod opieką ambasady - dodał.

"Autokar był w dobrej formie"

Premier oświadczył, że nie ma nic do zakomunikowania oficjalnie na temat przyczyn wypadku. Pasażerowie, z którymi rozmawiałem, mówią, że i kierowcy, i autokar byli w dobrej formie. Było dwóch kierowców zgodnie z przepisami. Wiele na to wskazuje, że przyczyną była kolizja z drugim pojazdem, a nie błąd polskiego kierowcy czy usterki techniczne. Ale to nie jest żadne definitywne rozpoznanie. Polskie i niemieckie służby będą oczywiście prowadziły dochodzenie.

Szefowi polskiego rządu towarzyszyła minister zdrowia Ewa Kopacz, a także premier Brandenburgii Matthias Platzeck.