Komitety wyborcze wydają pieniądze, a zarabiają je drukarze, producenci drutu, płyt pilśniowych, sznurka, plastikowych zacisków. Wybory samorządowe napędzają koniunkturę gospodarczą. W samym tylko Lublinie do przedsiębiorców trafi kilkaset tysięcy złotych.

Skąd te obliczenia? Przyjmijmy średnio 4 tysiące złotych na kampanię kandydata na radnego. Na listach jest średnio po 10 nazwisk, a list jest 14. I już mamy 560 tysięcy złotych. Nie licząc kandydatów na prezydenta, których budżety to już dziesiątki tysięcy złotych.

Tak więc niestrudzeni drukarze drukują. W pocie czoła pracują stolarze, którzy tną pilśń wykorzystywaną jako podkłady pod plakaty wyborcze. W Lublinie przekroczyli normę o 1200 procent. Ciężko pracują również sprzedawcy w sklepach żelaznych. Wskaźnik produkcji drutu wzrósł radykalnie - o 100 procent.

Po tym wszystkim zostanie wielkie śmietnisko, na którego sprzątaniu zarobią firmy sprzątające i z pewnością prywatna inicjatywa - bo przecież to tony drutu i makulatury. I żeby tak równie wydajnie pracowali później ci, których wybierzemy…