Niektórzy politycy Platformy Obywatelskiej nie kryją zaskoczenia deklaracją premiera, aby do końca roku nie zmieniać składu rządu. Jak mówią, Tusk chce mieć czas na przetestowanie różnych wariantów koalicyjnych i wewnątrzpartyjnych. Na takim scenariuszu może zyskać Grzegorz Schetyna, a stracić Cezary Grabarczyk - oceniają politycy z władz PO.

Według tych działaczy, utrzymanie rządowego status quo oznacza, że Schetyna, tak jak tego chce, najprawdopodobniej pozostanie marszałkiem Sejmu, bo kiedy już zostanie wybrany na tę funkcję, trudno będzie uzasadnić zmianę (wg wcześniejszych nieoficjalnych informacji PAP Schetyna miał otrzymać propozycję powrotu do rządu). Politycy PO przyznają, że faworytką Tuska na funkcję marszałka jest minister zdrowia Ewa Kopacz.

Brak zmian w rządzie paradoksalnie jest niekorzystny dla ministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka, którego los na tym stanowisku jest już i tak przesądzony - oceniają działacze. Według nich to odsunięty w czasie wyrok na tym polityku. Jego dymisja dopiera w grudniu oznacza bowiem, że zostanie on zupełnie na lodzie, bez funkcji w rządzie i w klubie, gdzie stanowiska zostaną porozdzielane w najbliższych tygodniach- ocenił jeden z działaczy.

Zapowiedź premiera z wywiadu dla "Polityki" wzbudziła zdziwienie w szeregach Platformy. Jeszcze w poniedziałek politycy PO spekulowali o roszadach kadrowych, jakich należy się spodziewać w najbliższym czasie. Decyzja zapadła w najściślejszym kierownictwie PO, zaskoczyła nawet polityków z zarządu krajowego.

Nie wykluczam, że było to grono 2-osobowe (Tusk-Schetyna) - powiedział rozmówca z zarządu PO, który o takiej decyzji nie wiedział.

Politycy PO w nieoficjalnych rozmowach decyzję premiera interpretują jako grę na czas. Tusk chce mieć czas, żeby na spokojnie przetestować różne warianty koalicyjne i wewnątrzpartyjne. To pokazuje, że nie będzie się śpieszyć z żadnymi decyzjami - powiedział jeden z prominentnych posłów PO.

Tusk oficjalnie brak zmian w rządzie tłumaczy trwającym do końca roku przewodnictwem Polski w Radzie UE. Politycy PO wskazują jednak jeszcze inne możliwe jej powody. Jeden z nich to "przetrzymanie w szachu koalicyjnego PSL". Innym powodem jest to, że "wybory wygrała ta sama ekipa, więc właściwie żadnych radykalnych zmian nie trzeba wykonywać".

Do tej pory każde wybory oznaczały zmianę rządu, bo zmieniał się układ sił w parlamencie. Teraz po raz pierwszy od 1989 r. rządy będą kontynuowane przez tę samą koalicję i tego samego premiera - podkreślił znany polityk PO.

Nie wszyscy posłowie PO podzielają jednak tę argumentację. "Wybory z definicji oznaczają zmiany personalne. Ten pomysł jest trochę nienormalny" - ocenił polityk z kierownictwa klubu PO. Tusk w wywiadzie dla "Polityki" zapowiedział zmianę jedynie na stanowisku ministra edukacji, zajmowanym obecnie przez Katarzynę Hall. Według nieoficjalnych informacji , zastąpi ją najprawdopodobniej Michał Boni - minister bez teki, szef doradców premiera.

Politycy PO podkreślają, że Schetyna nie może być jeszcze pewien, czy zachowa stanowisko marszałka Sejmu. Jak informowali, Tusk z jednej strony wstępnie uzgodnił to ze swoim pierwszym zastępcą jeszcze w niedzielę, ale jednocześnie sugerował Schetynie powrót do rządu po Nowym Roku.

Według informacji PAP, premier próbuje forsować na stanowisko marszałka blisko związaną z nim minister zdrowia Ewę Kopacz. To właśnie z nią, a nie ze Schetyną Tusk spotkał się w poniedziałek zaraz po rozmowie z prezydentem Bronisławem Komorowskim.

Premier chciałby, aby to Kopacz zastąpiła Schetynę, m.in. dlatego, żeby pokazać, że promuje kobiety na najwyższych stanowiskach w państwie. Utrzymanie rządowego status quo poparł Waldemar Pawlak.

Zdaniem polityków PO jest to na razie na rękę ludowcom, oznacza bowiem m.in., że stanowiska nie straci na razie minister pracy Jolanta Fedak, która wielokrotnie "ścinała się" z uważanym za jednego z największych faworytów Tuska ministrem finansów Jackiem Rostowskim. "Zła chemia" - określają relacje między premierem a Fedak rozmówcy w PO.

Premier mówił w wywiadzie także o tym, że "najwięcej szans na współpracę nad konkretnymi ustawami, na przykład deregulacyjnymi", dostrzega w Ruchu Palikota. Także posłowie PO w nieoficjalnych rozmowach mówią, że nie chcą się zamykać na ewentualną współpracę z Palikotem, muszą się jednak najpierw przyjrzeć, jakich ludzi wprowadził do Sejmu.