"Trzeba ją rozbudować w taki sposób, żeby wygrała wybory z PiS - i to jest możliwe" - tak o przyszłości Koalicji Europejskiej mówił w rozmowie z dziennikarzami w Brukseli lider Platformy Obywatelskiej Grzegorz Schetyna. Przekonywał, że wynik Koalicji w wyborach europejskich uważa za satysfakcjonujący. "Gdyby ktoś mi powiedział dzień przed wyborami, że 38,5 procent ma Koalicja Europejska (…), to wziąłbym w ciemno" - stwierdził. W nieco innym tonie rezultat niedzielnego głosowania skomentowała europosłanka Platformy Elżbieta Łukacijewska. Jak przyznała: w Koalicji Europejskiej "wszyscy liczyli na więcej, na dużo lepszy wynik".

Grzegorz Schetyna pytany był przez dziennikarzy w Brukseli o przyszłość Koalicji Europejskiej, która w niedzielnych wyborach do Parlamentu Europejskiego przegrała z Prawem i Sprawiedliwością wyraźną różnicą poparcia: na Koalicję zagłosowało 38,47 procent Polaków, na PiS - 45,38 procent.

Schetyna opowiedział się za dalszym rozwijaniem koalicji ugrupowań opozycyjnych i wyraził przekonanie, że dojdzie do tego przed jesiennymi wyborami do Sejmu i Senatu.

Koalicję trzeba rozszerzać, a nie ograniczać - zaznaczył, oceniając, że opozycja jest to winna Polakom.

Obiecaliśmy zjednoczenie opozycji i to by było irracjonalne, żebyśmy teraz mówili, że ona się rozsypuje, że się osłabia - stwierdził.

Równocześnie przyznał, że nie będzie to łatwe.

(...) nikt nie wierzył w to, że tą koalicję zbudujemy przed wyborami majowymi. Zbudowaliśmy, ona osiągnęła 38,5 procent. Teraz trzeba ją rozbudować w taki sposób, żeby wygrała wybory z PiS - i to jest możliwe - mówił Schetyna.

Ocenił również, że na rozpadzie koalicji zależy politycznym przeciwnikom Platformy.

Oczywiście będzie tak, że naszym oponentom zależeć będzie na tym, żeby ją rozbić, żeby koalicja się nie utrzymała, bo łatwiej pokonać wszystkich walczących ze sobą. Łatwiej jest walczyć nie z koalicją, tylko z pojedynczymi partiami - mówił.

Przypomniał równocześnie, że w wyborach do Sejmu głosy przeliczone będą na mandaty według metody d'Hondta, która promuje komitety z największym poparciem.

Tutaj zwycięzca bierze wszystko i trzeba naprawdę mieć wielki blok po stronie opozycyjnej, żeby podjąć skuteczną walkę z PiS - podkreślił lider Platformy Obywatelskiej.

Schetyna został zapytany również o sformułowaną na antenie TVN24 przez Władysława Kosiniaka-Kamysza krytykę sposobu prowadzenia kampanii wyborczej przez Koalicję Europejską: lider PSL mówił m.in. o tym, że zamiast co tydzień organizować konwencje wyborcze lepiej byłoby rozmawiać z ludźmi bezpośrednio.

Odnosząc się do tych słów Schetyna zauważył, że kampania Koalicji Europejskiej prowadzona była wspólnie.

Prowadziliśmy razem tę kampanię i razem jednoczyliśmy opozycję. Oczywiście trzeba wyciągać wnioski i będziemy je wyciągać - stwierdził.

Dodał, że opozycja musi podejmować teraz "lepsze decyzje", musi być także "bardziej w Polsce lokalnej, powiatowej".

Trzeba postawić może inaczej akcenty - tak, ale wyciągnąć wnioski z tego, co było. Nie ma lepszej lekcji, lepszej nauczki niż kampania wyborcza, którą razem przeszliśmy w pięć różnych partii politycznych i jeszcze ze środowiskami, które nas popierały - zaznaczył.

Jak stwierdził, każda z formacji współtworzących KE musi "ocenić siebie, swój udział".

Nikt tego wcześniej nie robił. Nie robił takiej koalicji i takiej kampanii, tak różnorodnej - podkreślił Schetyna.

Przekonywał również o zadowoleniu z wyborczego wyniku Koalicji Europejskiej.

Gdyby ktoś mi powiedział dzień przed wyborami, że 38,5 procent ma Koalicja Europejska i czy to biorę w ciemno, to wziąłbym w ciemno - stwierdził.

Zwrócił uwagę, że na KE głosowało ponad 5 milionów ludzi, ale równocześnie przyznał, że to poparcie okazało się niewystarczające do wyborczego zwycięstwa.

Ta strata ponad 6 punktów jest jednak trudna dla nas, ale wyciągamy wnioski - podsumował Schetyna.

Elżbieta Łukacijewska: Wszyscy liczyli na dużo lepszy wynik

O konieczności wyciągnięcia wniosków z wyborczych rozstrzygnięć mówiła również na konferencji prasowej w Rzeszowie europosłanka PO Elżbieta Łukacijewska, która w niedzielnych wyborach startowała z 10. miejsca na liście KE z okręgu podkarpackiego, zdobyła ponad 40 tysięcy głosów i zapewniła sobie - ponownie - mandat w europarlamencie.

Podkreśliła to na konferencji: zaznaczyła, że w Polsce nikt z 10. miejsca mandatu nie uzyskał.

Tym bardziej cieszę się, że na Podkarpaciu wyborcy tego dokonali. To jest bardzo dobry zaczyn, aby krok po kroku naprawdę budować Koalicję Europejską, rozbudowywać Platformę i osiągać jak najlepsze wyniki - mówiła.

Podziękowała wyborcom i "kolegom z listy".

Mam świadomość, że cała lista pracowała na ten mandat. Gratulacje na pewno należą się moim kolegom z PiS-u, bo wynik godny pozazdroszczenia - i my powinniśmy zrobić wszystko, aby do tego wyniku krok po kroku się zbliżać - zaznaczyła.

Łukacijewska podkreśliła, że w czasie kampanii przejechała ponad 6 tysięcy kilometrów, odwiedziła ponad 60 dużych miejscowości, zorganizowała 43 konferencje prasowe i rozdała... ponad 30 kg krówek.

Wszędzie tam, gdzie spotykałam się z ludźmi, wyrażali oni potrzebę takich bezpośrednich spotkań. Apeluję więc do moich wszystkich kolegów, aby się tego nie bali. Ze zdumieniem odczuwałam też, jak ludzie boją się wyrazić zgodę np. na powieszenie banneru. Boją się przychodzić na spotkania, bo mówią, że nie chcieliby być zwolnieni. Chyba nie o taką demokrację w Polsce chodzi - mówiła i oceniła, że jeśli PiS wygra jesienne wybory, to pod tym względem będzie jeszcze gorzej.

Komentując wynik Koalicji Europejskiej, Łukacijewska przyznała, że "wszyscy liczyli na więcej, na dużo lepszy wynik".

Tym, co zwraca uwagę, jest bardzo dobry wynik kobiet na listach Koalicji Europejskiej. I mam takie jedno przesłanie: że szefostwo powinno częściej zasięgać rad kobiet, które powinny być w ścisłym gronie kierownictwa. My czujemy nastroje ludzkie, wiemy, czego ludziom potrzeba, i umiemy robić kampanię wybroczą taką, jakiej oczekują wyborcy - podsumowała europosłanka.