Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście prowadzi dochodzenie w sprawie nieprawidłowości podczas wyborów prezydenckich w komisji w Brukseli. Podczas pierwszej tury do urny wrzucono 98 kart do głosowania więcej, niż ich wydano.

Pod koniec czerwca prokuratura wszczęła postępowanie sprawdzające, czy doszło do przestępstwa w tej sprawie. Dziś wiceszefowa prokuratury Jolanta Wrońska powiedziała, że wszczęto już formalne dochodzenie w tej sprawie. Nie chciała ujawniać bliższych szczegółów - nawet tego, komu powierzono prowadzenie czynności.

Wrońska powiedziała jedynie, że podstawą dochodzenia jest art. 248 p. 2 kodeksu karnego. Przewiduje on karę do trzech lat pozbawienia wolności dla tego, kto w związku z wyborami używa podstępu celem nieprawidłowego sporządzenia listy kandydujących lub głosujących, protokołów lub innych dokumentów wyborczych.

Według PKW, w komisji wyborczej, która mieściła się w polskiej ambasadzie w Brukseli, w trakcie I tury wyborów prezydenckich 20 czerwca wydano 3970 kart do głosowania, a z urny wyjęto ich 4068. W tej komisji wygrał kandydat PO Bronisław Komorowski, który otrzymał 2389 głosów, drugi był kandydat PiS Jarosław Kaczyński z 1052 głosami. Doniesienie w całej sprawie złożyła warszawska komisja wyborcza.

Sekretarz PKW Kazimierz Czaplicki mówił wtedy, że w takiej sytuacji przepisy nie przewidują możliwości unieważnienia wyników głosowania. Dodawał, że po II turze wyborów będzie można złożyć do Sądu Najwyższego protest wyborczy w tej sprawie (taki protest już wpłynął). Będzie on rozpatrywany przez SN. Sąd musi stwierdzić, czy ten wynik głosowania w Brukseli miał wpływ na wynik wyborów konkretnego kandydata. Zdaniem Czaplickiego, biorąc pod uwagę wyniki wyborów, różnica głosów niewątpliwie nie wpłynęła na wynik I tury.