Steve Witkoff, wysłannik prezydenta USA Donalda Trumpa, spotkał się z ostrą krytyką. Jak ujawniła amerykańska telewizja NBC News, Witkoff podczas rozmów prowadzonych z Władimirem Putinem na temat zakończenia wojny na Ukrainie korzystał z pomocy tłumaczy Kremla.

Korzystanie z tłumacza Kremla jest "bardzo złym pomysłem", który postawił Witkoffa "w naprawdę niekorzystnej sytuacji" - powiedział stacji NBC News były ambasador USA w Rosji Michael McFaul.

McFaul zaznaczył, że zna rosyjski i zawsze słuchał tłumaczy Kremla i USA, a to, co mówili, nigdy nie było takie samo. Były ambasador USA w Rosji zauważył, że obecność tłumacza USA zapewnia też dokładniejszy zapis spotkania dla reszty rządu, znany jako memorandum rozmowy.

Witkoff "złamał długoletni protokół, nie zatrudniając własnego tłumacza podczas trzech spotkań na wysokim szczeblu z Władimirem Putinem w Rosji, decydując się zamiast tego na korzystanie z tłumaczy rosyjskich" - powiedzieli stacji urzędnik amerykański i dwóch przedstawicieli zachodnich bliskich rozmowom.

Jeśli w obecności Witkoffa rozmawiano po rosyjsku, on po prostu nie miał możliwości wiedzieć, o czym była mowa - skomentował jeden z rozmówców NBC. Wysłannik amerykańskiego prezydenta prowadził w Rosji rozmowy na temat Ukrainy trzykrotnie - w lutym, marcu i kwietniu tego roku.

"Witkoff, były potentat rynku nieruchomości i handlowiec kryptowalutami, nie mówi po rosyjsku" - zaznaczyła stacja. Korzystając z kremlowskich tłumaczy, ryzykował, że niektóre niuanse w komunikatach Putina zostaną przeoczone i nie będzie w stanie niezależnie zweryfikować tego, co do niego powiedziano - wyjaśnili dwaj byli ambasadorowie USA.