Dotychczasowe amerykańskie próby zakończenia wojny w Ukrainie spaliły na panewce. Zawieszenia broni i długotrwałego pokoju nie chce przede wszystkim Rosja, co zasugerował sekretarz stanu USA. Dyplomata powiedział, że Rosja musi szybko - "w ciągu kilku tygodni, a nie miesięcy" - zdecydować, czy poważnie myśli o pokoju, czy nie. Ostatnie wydarzenia każą jednak sądzić, że nie.
Nadzieje związane z rychłym zakończeniem wojny w Ukrainie minęły tak szybko, jak się pojawiły. Amerykanie próbowali pogodzić obie strony konfliktu, stosując przy tym mniej lub bardziej wyrafinowane metody, ale ich próby - przynajmniej na razie - nie przyniosły żadnego efektu. Walki na froncie trwają, a w Ukrainie giną ludzie.
Zawieszenie broni dotyczące ataków na infrastrukturę energetyczną co prawda weszło w życie, ale w zasadzie nie ma dnia, by obie strony nie oskarżały się wzajemnie o naruszanie porozumienia. O rozejmie na Morzu Czarnym nawet nie ma co wspominać, bo rosyjska Flota Czarnomorska już dawno temu przestała mieć cokolwiek do gadania.
Ciekawie na temat rozmów pokojowych wypowiedział się w piątek szef ministerstwa spraw zagranicznych Turcji. Hakan Fidan w rozmowie z agencją Reutera stwierdził, że Ukraina i Rosja pozostają "trochę daleko" od porozumienia pokojowego. Podkreślił z całą mocą, że Ankara popiera inicjatywę Waszyngtonu mającą na celu zakończenie wojny, ale przyznał, że osiągnięcie tego nie jest łatwe.
Reuters zauważył, że Turcja, członek NATO, od czasu rosyjskiej inwazji na Ukrainę w 2022 r. utrzymuje "serdeczne stosunki zarówno z Kijowem, jak i Moskwą". Turcja wyraziła poparcie dla integralności terytorialnej Ukrainy i zapewniła jej pomoc wojskową, jednocześnie sprzeciwiając się sankcjom nałożonym na Rosję. Zatem komu jak komu, ale Turkom można wierzyć.
Najpierw zawieszenia broni, a potem długotrwałego pokoju nie chce przede wszystkim Rosja. Ze strony Kremla padają ciągle te same słowa - możemy się dogadać, jesteśmy skłonni siąść do stołu, ale na naszych warunkach. Władimir Putin zapewnia, że chce osiągnąć porozumienie z Donaldem Trumpem, ale jednocześnie powtarza, że uzgodnienia muszą uwzględniać rozwiązanie problemów związanych z "zasadniczymi przyczynami" konfliktu. Moskwa, mówiąc o "zasadniczych przyczynach", dotychczas faktycznie kwestionowała istnienie niepodległego państwa ukraińskiego.
Takie przeciąganie liny trwa od połowy lutego. W tym czasie nie ma w zasadzie dnia, by w wyniku rosyjskich ataków nie ginęli ukraińscy cywile. Najnowszy przykład "pokojowego" podejścia Rosjan do sprawy mieliśmy dziś, kiedy rosyjska rakieta spadła w pobliżu placu zabaw w Krzywym Rogu, zabijając co najmniej 14 osób i raniąc ponad 50. Wśród zabitych jest co najmniej sześcioro dzieci.
Wołodymyr Zełenski, który notabene urodził się w Krzywym Rogu, podkreślił w czwartek podczas spotkania z mieszkańcami obwodu czernihowskiego, że Kijów zgodził się na bezwarunkowe zawieszenie broni. Prezydent Ukrainy podał też bardzo prosty sposób na osiągnięcie pokoju: trzeba naciskać na Moskwę. Szef państwa ukraińskiego przyznał, że rozmowy na temat rozejmu toczą się między Stanami Zjednoczonymi a Rosją i wyraził przekonanie, iż osiągnięcie rozejmu jest możliwe "w najbliższych tygodniach, może miesiącach".
No ale żeby tak się stało, trzeba przycisnąć Rosję. A to nie jest proste, nawet dla takiego supermocarstwa, jakim jest Ameryka. Przyznaje to zresztą sam sekretarz stanu USA Marco Rubio, który na piątkowej konferencji prasowej po spotkaniu ministrów spraw zagranicznych NATO w Brukseli potwierdził słowa ukraińskiego przywódcy, że Kijów wykazał chęć całkowitego zawieszenia broni, aby stworzyć przestrzeń do negocjacji pokojowych i dodał, że piłka jest teraz po stronie Moskwy.
Teraz to Władimir Putin i Federacja Rosyjska dość szybko, a nie np. za sześć miesięcy, będą musieli podjąć decyzję, czy są poważni i czy chcą pokoju - stwierdził szef amerykańskiej dyplomacji. Podkreślił, że ma na to nadzieję, bo "byłoby dobre dla świata, gdyby ta wojna się skończyła".
Marco Rubio zaznaczył, że Moskwa zna stanowisko Waszyngtonu, jeśli chodzi o chęć zakończenia wojny, i podkreślił, że prezydent Donald Trump nie jest zainteresowany przeciąganiem negocjacji, w sytuacji gdyby Kreml chciał zastosować taktykę opóźniającą. Prezydent nie wpadnie w pułapkę niekończących się negocjacji na temat negocjacji - zapewnił.
Część komentatorów jest jednak przekonanych, że Donald Trump już wpadł w sidła Władimira Putina. Mówiła to też niedawno w rozmowie na antenie internetowego Radia RMF24 Krystyna Kurczab-Redlich, reportażystka, dziennikarka i wieloletnia korespondentka w Rosji. Nasza rozmówczyni - odnosząc się w połowie lutego do amerykańsko-rosyjskich rozmów w Rijadzie - zauważyła, że liderzy zachodni nie są odpowiednio przygotowani do rozmów z przywódcą Rosji.
Władimir Putin ma za sobą szkołę KGB, która w wymiarze wywiadowczym przede wszystkim jest skupiona na werbowaniu przeciwnika. Rozmowa z nim jest bardzo trudna, ponieważ on rozmawia jak z partnerem i mówi mu to, co drugi chciałby usłyszeć - komentowała. Jej zdaniem prezydent USA może być szczególnie podatny na potencjalne komplementy rosyjskiego przywódcy.
Może jednak Amerykanie przejrzeli na oczy? Wspomniany Marco Rubio podkreślił, że "to działania Rosji, a nie słowa pokażą, czy podchodzi ona poważnie do pokoju". Dla mnie pod koniec dnia liczy się to, czy będziemy dążyć do pokoju, czy nie. Jeśli pokój jest prawdziwy, wkrótce się o tym przekonamy. Jeśli (Rosjanie) nie są zainteresowani pokojem, wkrótce się o tym dowiemy i będziemy podejmować na tej podstawie kolejne decyzje - powiedział. Przyznał, że w tej kwestii widzi zarówno "niepokojące oznaki", jak i "dające nadzieję".
Marco Rubio przyznał, że USA najpierw oczekują zawieszenia broni, a potem negocjacji w kierunku wypracowania warunków ostatecznego pokoju. Zapewnił, że Stany Zjednoczone zamierzają współpracować z obiema stronami, chociaż zarówno Ukraina, jak i Rosja będą musiały pójść na pewne ustępstwa. Nie zamierzamy przesądzać, jakie to będą ustępstwa, ponieważ będą one zależeć od tego, co zaakceptuje Ukraina i Rosja - przyznał.
Amerykański dyplomata dodał, że negocjacje nie mogą trwać w nieskończoność i że to nie są groźby kierowane wobec Kremla, ale wynika to z rzeczywistości, bo członkowie amerykańskiego Kongresu zaczęli już składać projekty ustaw zwiększających sankcje na Rosję. Będzie więc rosła presja ze strony Kapitolu, by nałożyć sankcje, których nie będziemy w stanie powstrzymać, jeśli w rzeczywistości nie robimy postępów w kierunku pokoju - powiedział.
Szef amerykańskiej dyplomacji dodał, że wszystkie te informacje zostały przekazane "w najmilszy możliwy sposób" rosyjskiemu negocjatorowi Kiriłłowi Dmitrijewowi, który w środę przyleciał do Waszyngtonu, gdzie spotkał się ze specjalnym wysłannikiem prezydenta USA Steve'em Witkoffem, od miesięcy uczestniczącym w negocjacjach dotyczących rozejmu w wojnie Rosji przeciwko Ukrainie. Miejmy nadzieję, że przekaże tę wiadomość z powrotem do Moskwy, i wyjaśni, że musimy zacząć widzieć prawdziwy postęp, w przeciwnym razie będziemy musieli dojść do wniosku, że nie są zainteresowani pokojem - ocenił Rubio.
Ciekawe, ile Amerykanom jeszcze zajmie dojście do takiego wniosku. Byle szybko, ale lepiej, żeby Waszyngton żadnymi terminami już nie rzucał. Jeszcze przed objęciem urzędu Donald Trump zapowiadał, że zakończy konflikt za naszą wschodnią granicą w 24 godziny, ale te już dawno temu minęły. Wojna jak trwała, tak trwa w najlepsze. I jej końca nie widać.


