Nie ma wątpliwości, że Moskwa wykorzystuje swoich duchownych nie tylko do siania propagandy, ale i szpiegowania państw członkowskich Unii Europejskiej i NATO. Problem jest taki, że Zachód nie wie, jak przeciwstawić się tym działaniom. Przykład dała Wielka Brytania, która nałożyła sankcje na patriarchę Cyryla I. Czy inne kraje jednak mają na tyle odwagi, by pójść jej śladem?

Nie ma wątpliwości, że rosyjskie służby wywiadowcze aktywnie rozwijają w Unii Europejskiej sieć szpiegów. Kraje członkowskie starają się z tym walczyć - w reakcji na rosyjską inwazję na Ukrainę, od lutego 2022 roku z terytorium UE wydalono kilkuset dyplomatów, w znacznej mierze uznawanych za funkcjonariuszy wywiadu lub ich współpracowników. Problemem nie są jedynie pracownicy placówek dyplomatycznych, a... duchowni.

Cyryl I w służbie Kremla

Jak czytamy w artykule Dessie Zagorchevej na stronie Centrum Analiz Polityki Europejskiej (CEPA), analitycy od dawna ostrzegali, że Kreml wykorzystuje Cerkiew prawosławną jako narzędzie do wspierania swojej polityki zagranicznej i infiltracji państw członkowskich Unii Europejskiej i NATO.

Daleko szukać nie trzeba - najlepszym przykładem jest sam Władimir Michajłowicz Gundiajew, zwany dla niepoznaki Cyrylem I. Patriarcha moskiewski i całej Rusi pracował, co wynika z odtajnionych dokumentów, zarówno dla KGB, jak i jego następcy, FSB. Jako moment przypuszczalnego werbunku duchownego podaje się rok 1970 i jego pierwszy wyjazd zagraniczny do Pragi, stolicy ówczesnej Czechosłowacji.

Cyryl I od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę nie ukrywa swojej sympatii dla Władimira Putina - wielokrotnie w swoich wypowiedziach popierał działania wojenne Moskwy, nazywając je "jedynym słusznym wyborem". Na początku kwietnia ubiegłego roku podtrzymał swoje stanowisko, oświadczając, że wojna między Rosjanami a Ukraińcami została sprowokowana przez ingerencję w sprawy "Świętej Rusi". Stwierdził ponadto, że działania Kremla mają charakter obrony swojej ojczyzny.

Jak przypomina Dessie Zagorcheva, Cerkiew prawosławna służyła Władimirowi Putinowi jako narzędzie w kreowaniu polityki zagranicznej również w innych sytuacjach. W 2018 roku, podczas wizyty w Bułgarii, Cyryl I wykorzystał obchody 140. rocznicy wojny rosyjsko-tureckiej, podczas której Bułgaria odnalazła drogę do niepodległości, aby zbesztać prezydenta Bułgarii Rumena Radewa za okazanie "niewdzięczności" wobec Moskwy.

Wysłannika Kremla - bo tak trzeba nazwać Cyryla I - rozwścieczyło przemówienie Radewa, w którym wyraził wdzięczność żołnierzom rumuńskim, ukraińskim, rosyjskim, białoruskim, fińskim, polskim i litewskim, którzy oddali swoje życie za wolność Bułgarii. Cyryl I uznał te słowa za "błędną interpretację historyczną" i stwierdził, że tylko Rosja zasługuje na podziękowania za wyzwolenie Bułgarii spod panowania osmańskiego. To nic innego, jak wyraźna polityczna interwencja w sprawy Bułgarii, mająca na celu wzmocnienie podziałów w bułgarskim społeczeństwie, którego część jest prorosyjska.

Bułgaria wydaliła duchownych

Nie tylko Cyryl I jest jawnie prorosyjski i działający na rzecz Kremla. Jak dowiedzieliśmy się w drugiej połowie września, białoruski kontrwywiad wydalił dwóch obywateli Białorusi i jednego obywatela Rosji posługujących się paszportami dyplomatycznymi z powodu "działań wymierzonych w bezpieczeństwo narodowe Bułgarii". Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że wszyscy są duchownymi Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej.

W opinii kontrwywiadu duchowni działający pod płaszczykiem dyplomatów stwarzali zagrożenie dla bezpieczeństwa kraju. Służba nie podała nazwisk wydalonych osób, lecz portal Wolna Europa przekazał, powołując się na ambasadę Rosji, że jednym z nich jest archimandryta Wasja (w Kościele katolickim archimandryta odpowiada stanowisku opata - przyp. red.).

W odpowiedzi Moskwa wyraziła "oburzenie", a Cyryl I oskarżył bułgarskie władze o satanizm. Premier Bułgarii Nikołaj Denkow nie patyczkował się i powiedział wprost: Wydalono nie rosyjskich księży, lecz osoby, które działały przeciwko interesom narodowym Bułgarii.

Zachód musi mieć więcej odwagi

Choć bliskie powiązanie Kremla i jego służb wywiadowczych z Cerkwią prawosławną są dobrze udokumentowane, Zachód waha się przed nałożeniem sankcji na wysokich rangą duchownych, aby uniknąć oskarżeń o naruszenie wolności religijnej - zauważa Dessie Zagorcheva. Unia Europejska co prawda próbowała zamrozić aktywa Cyryla I i zakazać mu wjazdu na terytorium Wspólnoty, ale decyzję zablokowały Węgry, uznając ją za sprzeczną "z podstawowymi zasadami wolności religijnej".

"Zachód powinien demaskować i karać hipokryzję Rosji za nadużywanie religii, a UE i USA powinny pójść za przykładem Wielkiej Brytanii i ukarać Cyryla I. Jasno sformułowane sankcje polityczne i gospodarcze pokazałyby, że problemem nie jest wiara Cyryla I, ale przekształcenie jego Kościoła w rzecznika Kremla" - czytamy w artykule na stronie CEPA.

Moskwa wykorzystuje rosyjskich księży jako propagandzistów i szpiegów, a nie kraje, które ich wydalają ze swoich terytoriów, naruszają wolność religijną. Jej zdaniem, trzeba pamiętać, że bezkarność ośmiela Kreml do dalszego "zbrojenia religii" w celu dzielenia i destabilizowania demokratycznych krajów. Autorka artykułu konkluduje, że Zachód powinien demaskować hipokryzję Rosji i sankcjonować propagandystów i szpiegów udających duchownych.