20 dziennikarzy, także z mediów zagranicznych zostało aresztowanych podczas sobotnich protestów w Moskwie. Na ulice stolicy Rosji wyszły żony żołnierzy wysłanych na wojnę w Ukrainie. Demonstracje odbywają się cyklicznie. Dzisiejsza była już dziewiątą z rzędu.

Manifestacja została zorganizowana przez stowarzyszenie "Droga do domu" - organizację żon żołnierzy powołanych na wojnę przez reżim Putina. Demonstrujący zebrali się w przy Grobie Nieznanego Żołnierza i złożyli kwiaty pod Wiecznym Ogniem. Stowarzyszenie "Droga do Domu" domaga się od prezydenta Rosji Władimira Putina podpisania dekretu o zakończeniu mobilizacji. 

W dzisiejszej akcji wzięło udział około 200 osób. Przed wiecem moskiewska prokuratura ostrzegła przed odpowiedzialnością za wzywanie do udział w "nieuzgodnionych imprezach masowych".

Do akcji w końcu wkroczyły służby porządkowe. Portal Meduza opublikował nagrania na których widać, że na Placu Maneżowym w pobliżu Kremla policjanci prowadzą mężczyzn w kamizelkach z napisem "Prasa" do samochodów policyjnych. "Praktycznie wszyscy dziennikarze płci męskiej zostali zatrzymani" - poinformował kanał SOTA na Telegramie.

Wśród zatrzymanych byli pracownicy zagranicznych mediów, w tym agencji Agence France-Presse i Associated Press, holenderskich mediów publicznych NOS czy niemieckiego tygodnika "Der Spiegel" - relacjonowała AFP. Do policyjnych wozów "zaproszono" także działaczy ruchu "O prawa człowieka". Zostali oni przewiezieni na posterunek policji w historycznej dzielnicy Moskwy, Kitaj-gorod. Meduza poinformowała, że wkrótce potem wszyscy zatrzymani zostali wypuszczeni.

Obserwatorzy twierdzą, że policja zatrzymała siedmiu innych dziennikarzy relacjonujących wiec w pobliżu sztabu wyborczego Władimira Putina na ulicy Pokrowka, przewieziono ich na komisariat w dzielnicy Basmannej.