To nie przypadek - jak w Czarnobylu, ani siły natury - jak w japońskiej Fukushimie. Rosyjskie wojska świadomie ostrzelały największą elektrownię atomową w Europie. Od końca drugiej wojny światowej nie tańczyliśmy na otwartej trumnie z prochem tak zuchwale.

Co nam to mówi o Putnie? Stracił kontrolę nad żołnierzami albo swoimi zmysłami. Nie znam chronologii, ale obstawiam w ciemno obie możliwości.

Codziennie rzeczywistość nadwyręża granice naszej wyobraźni. To, co w wczoraj wydawało się niemożliwe, dziś staje się faktem. Tak było z początkiem inwazji - bo przecież do niej nie dojdzie - tak jest w przypadku atakowania obiektów cywilnych, a teraz elektrowni jądrowej. Zdumiewająca jest zdolność człowieka do zaskakiwania drugiego. Po jednej stronie granicy ludzie się zabijają, po drugiej otwierają dla uchodźców serca. A jeszcze niedawno budowaliśmy wysokie mury.

Wiem, wiem, że to jest teraz inny uchodźca. Ma taki jak nasz kolor skóry i można go zrozumieć bez tłumacza. Zmienia się środek ciężkości. Wojna spakowała plecak i z Bliskiego Wschodu podeszła nieproszona pod nasze okna. Kiedyś w takiej sytuacji szukaliśmy bezpiecznej jaskini i chroniliśmy ognia. Teraz jest podobnie.

Kiedy na elektrownię atomową lecą pociski, stajemy się jeszcze bardziej stadem - bez różnic w karnacji, religii czy kulturze. Zaczyna kiełkować w nas egzystencjalny znak zapytania. Pamiętacie zastygłe w lawie postaci w Pompejach? Nie widać czy to mężczyzna, czy kobieta, trudno określić wiek ofiar, a tym bardziej ich kolor skóry. Gdy wybucha wulkan, lawa zabija - taki jest kaprys wulkanu, takie działanie lawy.