"Możesz ukryć się przed ogniem artyleryjskim, ale nie przed snajperem" - mówi "Duch", dowódca elitarnego ukraińskiego oddziału snajperów, którzy działają obecnie w rejonie Bachmutu. BBC udało się porozmawiać z żołnierzami, którzy stali się prawdziwym postrachem dla wojsk okupanta.

Reportera angielskiej stacji zabrano do miejsca, które określane jest jako znajdujące się "na krawędzi istnienia".

"Mój kryptonim to 'Duch'. Gdy zaczęliśmy siać terror w Bachmucie, zaczęto nazywać nas Duchami Bachmutu" - mówi dziennikarzowi dowódca formacji.

Żołnierz zwraca uwagę na to, że główne obawy wroga budzi zawsze artyleria, ale to przed ogniem snajperskim nie można się schować.

W "Duchach" działa około 20 wojskowych. Operują pod Bachmutem od 6 miesięcy. Oddział otrzymuje najważniejsze zadania - zazwyczaj poluje na cele "najwyższej wartości".

Według żołnierzy "Duchy" mają już 524 potwierdzone trafienia - snajperzy tłumaczą, że każde trafienie jest rejestrowane przez przyrządy celownicze.

"Nie mamy powodów do dumy"

O ile sam dowódca liczy swoje skalpy (twierdzi, że ma ich 76), o tyle nie wszyscy prowadzą takie statystyki. "Nie ma powodów do dumy, ale nie zabijamy ludzi - niszczymy wroga" - mówi inny żołnierz -"Kuzia".

Przed wojną pracował w fabryce. Nigdy nie lubił broni, ale gdy Rosja wkroczyła w lutym 2022 roku, poczuł, że musi zareagować.

Mimo, że "Kuzia" stanowi jednoosobową maszynę do zabijania, nie przeczy, że strach towarzyszy mu każdego dnia. "Każda misja jest niebezpieczna. Popełniasz błąd, przeciwnik cię trafi. Oczywiście, że się boję, tylko głupiec by się nie bał" - tłumaczy dziennikarzowi.

"Jeden cel, jeden strzał"

W pracy snajpera nie ma miejsca na poprawki. "Jeden strzał, jeden cel" - relacjonuje Kuzia, który demonstruje nagranie z celownika, na którym widać operatora rosyjskiego karabinu maszynowego...

Nie wygramy wojny i nie odbijemy sami Bachmutu, ale nasza praca jest ważna, choć to mały pododdział. Wywieramy presję psychologiczną na wroga, bo polujemy na pojedynczych żołnierzy, niesłyszani i niedostrzegalni - podkreśla "Duch". Zaznacza też, że w ciągu pół roku kilku z jego żołnierzy, w tym on sam, zostało rannych, ale żaden z nich nie zginął.