Odstraszanie Rosji po zakończeniu wojny w Ukrainie może wymagać aż 150 tys. żołnierzy i amerykańskiej pomocy w formie ochrony z powietrza, wywiadu i obrony przeciwlotniczej. Analizę na ten temat przeprowadził dziennik „New York Times”, powołując się na opinie ekspertów.

"Wobec braku członkostwa Ukrainy w NATO, które jawi się jako nieprawdopodobne jeszcze przez wiele lat, pomysł rozmieszczenia (w tym kraju) dużej liczby żołnierzy z europejskich państw NATO wydaje się wielu urzędnikom i analitykom brawurowy" - pisze amerykańska gazeta.

Żołnierze ci - jak podkreśla - byliby poważnie narażeni na rosyjskie ataki bez amerykańskiego udziału w takiej operacji.

Zdaniem wysokiego rangą europejskiego urzędnika, na którego powołuje się "NYT", kraje europejskie nie mają 200 tys. żołnierzy do rozmieszczenia w Ukrainie, o których wspomniał prezydent Wołodymyr Zełenski, a wysłanie nawet dużo mniejszej liczby bezwzględnie wymagałoby amerykańskiego wsparcia.

Według "NYT", europejskim krajom - borykającym się z powolnym wzrostem gospodarczym, niedostateczną liczbą żołnierzy i stojącym wobec konieczności zwiększenia wydatków na własną obronę - byłoby trudno wysłać choćby 40 tys. żołnierzy.

Rzeczywistą siłę odstraszającą miałoby znacznie ponad 100 tys. żołnierzy takiej misji, aby móc przeprowadzać regularną rotację - ocenił profesor emeritus z King’s College London, Lawrence Freedman.

"Polska chce się przekonać, co Trump zamierza"

Według ekspertki ds. obronności z Niemieckiego Instytutu Spraw Międzynarodowych i Bezpieczeństwa Claudii Mayor i niemieckiego pułkownika Aldo Kleemanna, wysłanie zbyt małej liczby żołnierzy byłoby tylko "blefem, który mógłby zachęcić Rosję do badania gruntu, a kraje NATO nie byłyby w stanie temu zapobiec".

"Właśnie dlatego Polska, która sąsiaduje z Ukrainą i jest głęboko zaangażowana w jej bezpieczeństwo, jak dotąd odrzuca udział w takiej misji" - wyjaśnia "NYT".

Polska rozumie, że potrzebuje udziału USA w każdej takiej misji, chce się więc przekonać, co Trump zamierza. Chce od niego gwarancji, że będzie amerykańska pomoc w sferze bezpieczeństwa, by wesprzeć Europejczyków na linii frontu - powiedziała p.o. dyrektora German Marshall Fund Alexandra de Hoop Scheffer.

Jej zdaniem nie jest to bynajmniej pewne. Trump doprowadzi do porozumienia i będzie czekać na Nagrodę Nobla, ale to od Europejczyków będzie oczekiwać, że za nie zapłacą i je zrealizują - oceniła.

Nie wiadomo także - pisze "NYT" - czy Rosja zgodziłaby się na obecność na terytorium Ukrainy sił NATO lub żołnierzy z państw należących do Sojuszu. Rosyjskie MSZ już ostrzegło, że żołnierze NATO na Ukrainie byliby "kategorycznie nie do przyjęcia".

Trzy możliwe modele misji międzynarodowej

Według Freedmanna są trzy możliwe modele misji międzynarodowej na Ukrainie i wszystkie mają istotne słabości.

Misja pokojowa, której celem byłoby oddzielanie od siebie stron konfliktu, zwykle działa pod egidą ONZ i jest z zasady lekko uzbrojona. Ale linia styczności w Ukrainie liczy około 1300 km i wymagałaby olbrzymiej liczby żołnierzy - powiedział Freedmann.

Były rzecznik międzynarodowej misji OBWE, która monitorowała zawieszenie broni na Ukrainie przed 2022 r., Michael Bociurkiw ocenił, że poniosła ona fiasko. Rosjanie robili wszystko, żeby zablokować tę misję. Udawali współpracę, ograniczali dostęp i ukrywali wszelkie niecne działania - powiedział.

Drugą opcją, określaną jako "tripwire force", jest obecne rozwiązanie, polegające na stacjonowaniu niewielkich sił NATO w 8 krajach Sojuszu najbliższych Rosji. Nie są one wystarczające, by powstrzymać inwazję, i mają sens tylko w razie pewności dotarcia posiłków w razie ataku.

Najsensowniejszy byłby trzeci typ misji - siły odstraszania. Musiałyby one jednak być bardzo duże - do 150 tys. żołnierzy - i dobrze wyposażone, a także dysponować obroną powietrzną, wywiadem i odpowiednią bronią. Wymagałyby zatem amerykańskiej pomocy, bo Europa nadal nie ma własnego wojskowego transportu powietrznego, satelitów i obrony przeciwlotniczej.

Trudno jednak sobie wyobrazić, by Rosja zgodziła się na takie siły z dokładnie tych samych powodów, dla których chce ich Zełenski - podkreślił Freedmann.

"Najlepszym rozwiązaniem na najbliższą przyszłość po potencjalnym zawieszeniu broni byłoby więc coś w rodzaju modelu "jeżozwierza": zapewnić ukraińskiemu wojsku dość broni, zasobów i szkolenia - w tym przez siły zachodnie - by zniechęcić Rosję do ponownej napaści. Takie zobowiązanie musiałoby jednak być długoterminowe" - czytamy.