​Rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa znalazła materiały wybuchowe w dronie, który wczoraj spadł w pobliżu Kołomnej pod Moskwą. W ostatnich dniach na terenie Rosji doszło do szeregu ataków z użyciem dronów. Doradca prezydenta Ukrainy Mychajło Podoliak twierdzi, że to "ataki wewnętrzne".

We wtorek nieopodal Kołomnej, kilkadziesiąt kilometrów od Moskwy, rozbił się dron. Według gubernatora obwodu moskiewskiego Andrieja Worobowa, bezzałogowiec prawdopodobnie miał na celu zaatakowanie "obiektu infrastruktury cywilnej". Nic nie zostało uszkodzone, ani nikomu nic się nie stało.

Jak podają "Izwiestia", funkcjonariusze FSB podczas oględzin drona znaleźli dwie paczki z C-4 o łącznej wadze około jednego kilograma, a także cztery ładunki kumulacyjne do ręcznego granatnika przeciwpancernego.

Według niektórych ekspertów, bezzałogowiec spod Moskwy to dron UJ-22 Airborne ukraińskiej firmy Ukrjet. Maszyna może przenosić nawet 30 kilogramów materiałów wybuchowych, choć - jak wskazuje Agenctwo - na zdjęciach z miejsca zdarzenia nie widać śladów takich ładunków.  

Seria ataków dronami w Rosji

W ostatnich dniach doszło do kilku ataków dronami, między innymi w graniczącym z Ukrainą obwodzie biełgorodzkim. Tam także w maszynach znaleziono materiały wybuchowe, aczkolwiek tylko jeden został zdetonowany. Z kolei w Tuapse po ataku dronów doszło do pożaru w pobliżu rafinerii Rosnieftu.

Do ataków nikt się na razie nie przyznał. Doradca prezydenta Ukrainy Mychajło Podoliak przekazał, że nie była to sprawka Kijowa.

Ukraina nie prowadzi ataków na terytorium Federacji Rosyjskiej. Ukraina prowadzi wojnę obronną w celu wyzwolenia spod okupacji wszystkich swoich terytoriów. To jest aksjomat - napisał.

Dodał, że "w FR nasilają się procesy paniki i rozpadu, czego przejawem jest wzrost ataków wewnętrznych na obiekty infrastruktury z użyciem niezidentyfikowanych obiektów latających".